środa, 16 listopada 2016

Rozdział 11

-Hermiona? - zapytał Zabini, kiedy odsuwaliśmy stół nauczycieli na bok, żeby dostać się do kafelek.
 -Tak, Blaise? zdaję sobie sprawę, że puchar wcale nie musi tu być, wiem, że snom nie zawsze można ufać, ale kim bym była nie próbując? W końcu jak to mówił ojciec chrzestny Harry’ego. Czym jest życie bez ryzyka?”. W tej chwili zgadzam się z nim w stu procentach.
 -Co zrobimy, jeśli nic nie znajdziemy? spojrzał mi w oczy, kiedy kucaliśmy przy miejscu, które wskazałam. Jego pytanie mnie zaskoczyło. Nie powiem, że nie. Malfoy i Nott spojrzeli na mnie wyczekując co odpowiem czarnoskóremu.
-Myślę, że wtedy wrócimy do biblioteki, jednak jestem pewna… nawet jeśli nie ma tutaj Pucharu Zeusa” to jest coś innego. Zresztą, za sekundkę się przekonamy. odpowiedziałam wyjmując różdżkę. Panowie… uwaga na twarze…
 -Reducto! - gdy zaklęcie uderzyło w ziemię, podłoga zaczęła pękać ukazując nam…

-To chyba jaki
ś kiepski żart! - warknął Malfoy spoglądając na dziurę w podłodze.

-Mo
że to nie tutaj? - stwierdził Theodor.

-Och! Nie. To jest miejsce, którego szukali
śmy. - odpowiedziałam szczęśliwa z widoku jaki miałam przed sobą.

-Hermiona... bez obrazy, ale... Czy ciebie podnieca... beton? -zapyta
ł Blaise patrząc się na mnie jak na wariatkę.

-Ale
ż wy jesteście ślepi! To nie jest zwykły beton, tylko...
-Stary beton? - dopowiedział opryskliwie Nott.
 -Nie tak chciałam to ująć, ale tak. Ten beton jest stary, jednak jeśli mu się przyjrzycie dokładniej, będziecie mogli zauważyć jakieś hieroglify. I na mój rozum jeśli uda nam się je odczytać to ten... jak wcześniej powiedzieliście "stary beton" ukaże nam swoją zawartość.
 -Cofam to co powiedziała Theodora! Ten beton jest cool! - krzyknął Diabeł i wszystko byłoby dobrze gdyby nie wydarł się na całą Wielką Sale. A nadchodzące kroki i ciche miauczenie potwierdziły tezę, że Filch wcale nie jest taki głuchy i wolny na jakiego wygląda.
 -Zabije cię Zabini! - krzyknął Malfoy rozglądając się za jakąś kryjówką, jednak takowej nie było.
 -Wybij okno - zasugerował czarnoskóry, a ja i Draco popatrzeliśmy na niego jak na ostatniego kretyna
 -Jasne może jeszcze wdrapiemy się na dach szkoły i wejdziemy do pokoju wspólnego gryffiaków, żeby pogratulować Potter'owi kolejnego O z eliksirów?
 -Albo wyjdziemy przez wejście dla nauczycieli? - powiedział lekko rozbawiony Theodor wskazując leniwie na drzwi po naszej lewej.
 -Ech... Racja. Tylko jeszcze... - przerwałam słysząc jak ktoś szarpie za klamkę od wrót, po czym słychać szczęk kluczy.
 -Diable powiedz, że nie zamknąłeś drzwi tym kluczem? - zapytał Malfoy patrząc na wielki klucz w zamku.
 -Nie przewidywałem, że...
 -Idzcie już! - powiedziałam szybko rzucając Reparo na dziurę, którą wcześniej zrobiłam.

Uciekliśmy w ostatniej chwili i pognaliśmy do lochów śmiejąc się głośno wiedząc, że woźny nas już nie złapie.


 
Wiem, że krótki i bardzo za to przepraszam, ale dopiero co odzyskałam laptopa z naprawy i uznałam, że moje niedługo trochę się przedłużyło więc wstawiam to co mam.

Przepraszam za tak długi czas jaki musieliście czekać na ten rozdział. Obiecuję, że następny będzie dłuższy ;)
Bajo :*

wtorek, 30 sierpnia 2016

Wywiad z Hermioną Riddle

Na prośbę blo dżerki dodam wywiad, a rozdział dopiero po tym jak skomentujecie poprzednie😉😘

Wywiad z Hermioną Nathalie Riddle

Składzik na miotły

Prowadzący - redaktor naczelny Hogwarckich Nowinek: Michael Corner

-Czy mogę mówić do ciebie po imieniu? – zapytał na wstępie Michaś (tak pieszczotliwie nazywamy Michaela w studiu) swoją dzisiejszą rozmówczynię.

-Ech… Wolałabym „O Wielka Pani Riddle” – odpowiedziała patrząc na niego z wyższością. Ten przełknął ślinę poprawiając swój krawat.

-O-oczywieście „O Wielka…”

-Żartowałam. Mów mi po prostu Hermiona – przerwała wyraźnie znudzona podejściem chłopaka.

-A, więc Hermiono, kiedy dokładnie się dowiedziałaś, że jesteś córką Sama-Wiesz-Kogo?

-Zanim odpowiem napomnę tylko, iż zdania nie rozpoczyna się od „A więc” – Michael najwyraźniej nie był zadowolony z jej słów i na chwilę wyłączył dyktafon. Kiedy ponownie go włączył sytuacja w składziku była bardzo napięta. Ślizgonka miała założone na klatce piersiowej ręce i zrobiła naburmuszoną minę zbuntowanej nastolatki.

-Mam zadać następne pytanie? – bąknął równie zdenerwowany krukon.

-Tak byłoby najlepiej.

-Jakie są twoje najgorsze cechy? – nim dziewczyna odpowiedziała zerknęła dyskretnie na kartkę z pytaniami i prychnęła z wdziękiem jak przystało na arystokrację.

-Tam pisze, „Jakie są twoje najlepsze cechy”.

-Literówka.

-Cokolwiek. A odpowiadając na pytanie to sądzę, że bywam zrozumiała, ale bardzo rzadko i tylko wtedy, kiedy sytuacja mnie do tego zmusza. Więcej złych cech raczej nie zauważyłam.

-Ciekawe… - zamyślił się wyraźnie Corner – Ulubione danie?

-Lasagne.

-Najśmieszniejszy epizod w twoim życiu?

-O! Był całkiem niedawno. Siedziałam w pokoju wspólnym Slytherinu i odrabiałam wypracowanie zadane przez Profesor McGonagall, kiedy do środka wpadł Blaise z Pansy. Oboje ciężko dyszeli i byli cali mokrzy. Wypatrzyli mnie i z wielkimi uśmiechami podeszli do kanapy, na której siedziałam. Tyle, że nie usiedli tylko schowali się za oparciem, chciałam ich wypytać, co takiego znowu wyprawiają, jednak…

-Czyli Blaise i Pansy są takimi śmieszkami tak? – przerwał dziennikarz.

-Tak, co rusz wymyślają nowe żarty. Są jak bliźniacy Weasley.

-A, zatem w domu węża nie mieszkają jedynie samolubni arystokraci?

-Oczywiście, że nie! To tylko stereotyp. Owszem zdarzają się pojedyncze przypadki samolubnych arystokratów, ale ślizgoni tak naprawdę są bardzo wyluzowani.

-No powiedzmy, że ci wierzę. Dokończysz swoją opowieść?

-Nim udało mi się cokolwiek powiedzieć jak burza do salonu wpadł Malfoy. Niczym zwierzę polujące na swoją ofiarę rozejrzał się szybko po pokoju i poszedł śladami Zabiniego i Parkinson. Wspomniana dwójka zerwała się do biegu rozpoczynając zabawę w berka z dzikim zwierzem M. zaznaczam, iż oni tak go nazwali. Po chwili zabawa przeistoczyła się w walkę na rzucanie coraz to głupszych zaklęć w przeciwnika. Połowa osób tam przesiadujących skończyła z dziwnymi deformacjami ciała. Wtedy postanowiłam wkroczyć i zakończyć tą dziecinna dziecinadę. Niestety oberwałam zaklęciem bujnych włosów, które zasłoniło mi widok, więc na oślep rzuciłam jęzlep. Celowałam w Draco, bo zaczynał wyraźnie przesadzać z rzucanymi zaklęciami, ale trafiłam w jedzącego babeczkę, Crabba. Na szczęście całą tą maskaradę powstrzymał profesor Snape. Najśmieszniejsze jest to, że na koniec wszyscy zwartą grupą udaliśmy się do Skrzydła. Gdybyś ty widział jak pani Pomefry na nas patrzyła. – Michael nawet nie zauważył, kiedy Hermiona skończyła. Ciągle się śmiał po tym jak usłyszał, że ślizgonka oberwała zaklęciem bujnych włosów. Lecz gdy zobaczył minę arystokratki natychmiast się opanował.

-Naprawdę świetna historia. No to teraz ostatnie pytanko. Gdzie teraz mieszkasz?

-Grrr… Jeśli ty naprawdę sądzisz, że takim niepozornym pytaniem sprawisz, że powiem ci gdzie się mieści kwatera mojego ojca to się grubo mylisz. Ktokolwiek kazał ci to zrobić niech wie, że nigdy nikomu nie powiem! Wywiad uważam za zakończony! Żegnam! – po byłej gryfonce został tylko kurz, który rozpylił się przez jej gwałtowne wstanie i cichnący już odgłos zatrzaskiwanych drzwi.

***

-Co sądzę o Hermionie? – zapytał dla pewności Blaise Zabini nowy przyjaciel ex przyjaciółki Harry’ego Pottera – to naprawdę super osoba. Poza tym gdybyś ty ją widział w piżamce. Ślinka leci na samo wspomnienie. Jest także niezwykle mądrą i błyskotliwą czarownicą, ale to nie moje słowa. Znaczy moje! Zagroziła, że jeśli tego nie powiem to nie odda mi mojego kufra z wszystkimi zapasami Ognistej Whiskey.


-Miona posiada niezwykłą osobowość. Ma także smykałkę do mody. Oddana przyjaciółka i pomocna dziewczyna to zdecydowanie jej najlepsze cechy – wyjawiła Pansy Parkinson.

-Riddle? Wkurzająca, przemądrzała i nudna. Chociaż zdarza się jej zaszaleć, wtedy super osoba. – powiedział Draco Malfoy na odchodnym zwalając Michaela z krzesła.


-Ta zdrajczyni? Myślałem, że była moją przyjaciółką, ale myliłem się. To najpodlejsza istota na tej ziemi. Razem z tą zgrają arystokratycznych szumowin zużywa tylko niepotrzebnie Hogwarckie powietrze. Zwłaszcza w bibliotece! – wykrzyczał Ronald Weasley plując Cornerowi w dyktafon.

Osobiste zdanie dziennikarza:

Hermiona Riddle zdecydowanie jest jedną z tych bardziej zauważalnych uczniów w Hogwarcie. Martwi mnie jednak jej wulgarne zachowanie. Dowiedziałem się dzisiaj bardzo wiele ciekawych informacji na jej temat i mogę „z czystym sumieniem” oznajmić, iż moim zdaniem jest niebezpieczna dla otoczenia i wyraźnie podąża ścieżką swojego ojca, który przypomnę jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem w świecie magii. Żeby jej zbytnio nie pogrążyć mogę dodać, iż w towarzystwie swoich pomagierów jest ciepłą osóbką, potrafiącą okazywać dobre uczucia.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Zawieszam, ale nie do końca

Nie wiem, czy ktoś w ogóle tu zagląda, nie będę już się rozpisywać, dlatego tych, którzy nie chcą, aby blog był zawieszony odsyłam do NOTATNIKA.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Ważna informacja

Witam.
Mam przykrą informację. Nie wiem czy ktokolwiek oczekuje wywiadu z Hermioną, jeśli tak to bardzo przepraszam, ale nie mam weny, ani chęci, żeby się za to zabrać. Tak więc przekładam go na następny tydzień.
Pozdrawiam
Aki Aki
Ps. + proszę o jakiekolwiek komentarze. Chciałabym wiedzieć czy ktoś w ogóle to przeczytał.

Ze względu na zawieszenie bloga ta informacja jest nieważna. 
Wywiad ukaże się, albo w następnym tygodniu, albo później. 
W notatniku dowiecie się dlaczego tak zadecydowałam.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 10

Ron

Mam się uspokoić?! JA MAM SIĘ USPOKOIĆ?! Ty zadufana w sobie wiedźmo! Jak śmiesz? Zdrajczyni! Wariatka! Nie masz prawa mi rozkazywać! Nie, od kiedy przeszłaś na stronę tego bydlaka! Brzydzę się tobą! BRZYDZĘ! Rozumiesz?! – nie obchodziło mnie już nawet to, że wszyscy w wielkiej Sali się na nas patrzą. Nie obchodziło mnie to, że Harry próbował mnie odciągnąć na bok. Nie do końca wiedziałem, dlaczego ja właściwie tak bardzo znienawidziłem Hermionę. Przecież była moją przyjaciółką. A teraz, gdy tylko usłyszę jak ktoś wypowiada jej imię czuję jak rośnie we mnie złość, nie kontroluję tego, co mówię. Słowa wylatują ze mnie jakby ktoś kazał mi je powiedzieć, nie pozwalając mi samemu zadecydować. Sam przestałem się poznawać.

-Ron! Przestań! – poczułem na ramieniu rękę Harry’ego, który kolejny raz chciał mnie powstrzymać przed walnięciem pięścią w stół tuż obok talerza Riddle. Sama ślizgonka wyglądała jakby chciała uciec. Malfoy mierzył we mnie różdżką. Jakby miało mu to w czymś pomóc. Zabini był w pozie wyjściowej gotów się na mnie rzucić. Normalnie pewnie bym już sobie odpuścił, ale przerażenie na twarzy dziewczyny, aż krzyczało, żeby zostać i jej dołożyć przykrości. Tak… Chcę żeby cierpiała. A kiedy pęknie, zadam ostateczny cios.

Blaise

Co za cholerny Łasic! Czy on jest naprawdę tak głupi, że myśli, że ja i Smok pozwolimy mu się dobrać do Miony? Jego niedoczekanie.

-Ron proszę. Uspokój się. Krzyki niczego nie rozwiążą. – powiedziała jego była przyjaciółka, kiedy zaczął sapać na przemian z wyzywaniem jej i Malfoya od ślizgońskich szumowin. Brak mu chyba weny na własne przezwiska. Te są stare jak świat. My sami czasem dla zabawy się tak wyzywamy. Widać, że wychowany w bezguściu i niedostatku witamin na mózg. Zdecydowanie tego ostatniego mu potrzeba.

 - Mam się uspokoić?! JA MAM SIĘ USPOKOIĆ?! Ty zadufana w sobie wiedźmo! Jak śmiesz? Zdrajczyni! Wariatka! Nie masz prawa mi rozkazywać! Nie, od kiedy przeszłaś na stronę tego bydlaka! Brzydzę się tobą! BRZYDZĘ! Rozumiesz?! – Wiedźma! Wariatka! … Merlinie! On się urwał z dziewiątego wieku! Rodzice go naprawdę nie kochali. Jego rodzeństwo jest już bardziej normalne niż on.  Szczególnie jego siostra. Ona to się wyrobiła. Wyprzystojniała. A te rude kudły są bardziej podniecające niż reszty jej rodziny.

-Salazarze. Potrzebuję dziewczyny.

-Ron! Przestań! – odezwał się Potti, który przypomniał sobie, że ma być wybawicielem słabszych i potrzebujących. Bohater się znalazł.

-Nie! Ona jest zdrajczynią! A zdrajców trzeba tępić! – Dobra koniec tego dobrego.

-Tak tak kurczaczku. Mały problem widzę w twojej jakże barwnej przemowie.

-Co ty…?

-Widzisz, bo zdrajca to taka osoba, która odstępuje od wyznawanych ideałów, ktoś, kto zdradza swój naród, lub swoją ojczyznę. Oszukuje kogoś. A nasza kiedyś Granger nikogo nie zdradziła, a nawet lepiej. Ona przestała zdradzać w momencie, w którym dowiedziała się, kim są jej prawdziwi rodzice. Tak, więc drogi Weasley’u, Hermionka jest czysta w takim samym stopniu jak twoje skarpety brudne i śmierdzące. A zdrajcą to jesteś ty. Od kiedy to gryfiacy znęcają się nad innymi? – zakończyłem swą mądrą wypowiedź uniesieniem brwi w wyrazie zwycięstwa. Ale kiedy wszyscy przy stole Slytherinu zrobili wytrzeszcz oczu postanowiłem im się przyznać do mojego drugiego ja. – Ach… wy to nigdy nie wierzycie, kiedy powiem coś mądrego. Ale to wina Hermiony i Draco!

-Co ja niby zrobiłem? Twój mózg to nawet do prania się nie nadaje.

-Chodzi mi o to, że przez was polubiłem bibliotekę i panią Pince. Niezła z niej kobitka. – no i w tym czasie wydarzyło się parę dziwnych rzeczy, których nigdy nie zapomnę. Draco upuścił różdżkę, Hermiona zrobiła tępą minę, a Wybraniec przywalił sobie z liścia. Ronald Weasley puścił z wrażenia bąka (czuć taki smród jakby skunks był jego krewnym), a profesor McGonagall, która prawdopodobnie przyszła żeby ogarnąć Wiewióra wytrzeszczyła na mnie oczy. Podejrzewam, że to przez moją wypowiedź, ale to przecież może chodzić o to, że to zawsze o niej mówiłem „niezła kobitka”, więc mogła zrobić to z zazdrości.

-Zabini… jesteś totalnym kretynem. Pince?! Chyba nie będziesz dymał staruszki. Już lepsza jest Sztywna. – skomentował w końcu syn Lucjusza Malfoya.

-Panie Malfoy! Język!...

-Posiadam. – odpowiedział na naganę Draco pokazując McDziewicy język.

-Ech… Nieważne. Proszę mi wytłumaczyć, co to było za przedstawienie przed chwilą.

-Nie uwierzy pani…

-Błagam tylko nie, Zabini. – wzniosła ręce do góry wicedyrektorka Hogwartu.

-Otóż…

Hermiona

Biegłam przez błonia Hogwartu. Wszędzie były martwe ciała uczniów szkoły jak i śmierciożerców.

-Musisz dokonać wyboru… - odezwał się kobiecy głos jakby z oddali. Obejrzałam się dookoła, jednak nie zauważyłam niczego oprócz niezmienionej dotąd scenerii walczących, żadnych tajemniczych kobiet, ani żadnej osoby zwracającej na mnie uwagę. Uniknęłam lecące w moją stronę zaklęcie uśmiercające i skierowałam się do środka zamku. Nagle potknęłam się o martwe ciało. Spojrzałam na twarz poległego i zdusiłam w sobie krzyk. Ginny.

-To się nie dzieje naprawdę! Zaraz się obudzę i wszystko minie. – muszę znaleźć Harry’ego, to on jest Wybrańcem nie ja.

-Tylko ty możesz to powstrzymać. Możesz zmienić bieg historii! Ale musisz się pospieszyć! – znowu ten głos.

-Ale jak?! – zapytałam w pustą przestrzeń. Jednak jak na złość tym razem nikt mi nie odpowiedział. Dobiegłam do Wielkiej Sali. Tam rozgrywała się ostateczna walka pomiędzy moim ojcem i Harrym. – Muszę to powstrzymać… tak? Och… Powodzenia.

Potter powoli tracił siły, a Voldemort jakby rósł w siły. Zaraz po chłopaku nic nie będzie.

-PRZESTAŃCIE! – krzyknęłam w nadziei, że to ich, chociaż na chwile oderwie od bitwy na śmierć i życie. Sprawiło tylko tyle, iż odwrócili w moją stronę głowy. Nieopodal nich leżało ciało Zabiniego, a za nim widać było Malfoy'a który walczył z Crabbem. Jeszcze dalej stał Ron, tyle, że nie zachowywał się normalnie. To wyglądało jakby próbował zabić samego siebie.

-Co tutaj widzisz? – ten cholerny głos oczywiście pojawił się wtedy, kiedy wcale tego nie chciałam.

-Nic z tego nie rozumiem. – odpowiedziałam zła na siebie, bo nie widziałam sensu w tym, co rozgrywa się przed moimi oczami.

-My jesteśmy odpowiedzią. – powiedział Voldemort tym „głosem”.

-Odpowiedzią, na co? – coraz bardziej ogarniała mnie panika, to wszystko jest zbyt zagmatwane. Znienacka stół, przy którym zwykle jadali nauczyciele odskoczył na bok a na miejscu, w którym stał kafelki zaczęły się odsuwać ukazując jakiś puchar. Nie, stop. Nie jakiś puchar!

-Puchar Zeusa!

Draco

-Jesteś… stuprocentowo pewna? – zapytałem Riddle, kiedy zamiast pójść na włam do biblioteki ona sobie wymyśliła, że włamiemy się do Wielkiej Sali. Przyznaje. Zwaliło mnie z nóg. Co ten Potter i Łasic z nią zrobili? Sam bym w życiu na takie coś nie wpadł. Oszalała.  Jeszcze ten jej zwariowany sen.

-Tak. Ten głos mówił, że mój sen jest odpowiedzią. Warto sprawdzić, jeśli nie ma tam pucharu, to może jest coś innego. – tak… Riddle i jej przeczucia.

-Wiesz… Mionka. Ten pomysł, jest totalnie szalony. Chętnie ci potowarzyszę. – Ech… przynajmniej w jakimś procencie, nawet Blaise wie, jak bardzo Hermiona zwariowała.

-A ty Malfoy? – zapytała mnie. Raz arystokracie śmierć.

-Jasne. – odpowiedziałem z pewnością siebie, ale czułem jakby coś miało się stać, jakby całe te poszukiwania „Pucharu Zeusa” miały jakiś większy cel. Nie podoba mi się to.

-Na, co się zgadzasz? – zapytał nowy głos.

-Theodora? A co ty tutaj robisz? – zagadnął wyraźnie podenerwowany Diabeł.

-Zdaje się, że nic ciekawego. W odróżnieniu do was. – odpowiedział Nott z nutką rozbawienia pomieszanego z ciekawością. Wspominałem już, że Theodorek to spoko gość?

-My tylko… chcieliśmy – zmieszała się Riddle. Na pewno ktoś napomniał o tym, że jest beznadziejna w kłamaniu.

-Możesz mu zaufać. – powiedziałem spokojnie, próbując się nie roześmiać na marne tłumaczenie ślizgonki.

I w taki oto sposób zbrataliśmy się z Nottem opowiadając mu wszystko od początku. Pomijając parę informacji, których dowie się w swoim czasie.
Nadszedł czas, w którym we czwórkę weszliśmy do głównej Sali Hogwartu, zapoczątkowując nowe przyjaźnie.

czwartek, 28 lipca 2016

Rocznica bloga

Witam.
Chciałam was poinformować, że dzisiaj jest szczególny dzień na tym blogu, a mianowicie:
ROCZNICA.
Ze względu na to, iż nie mam dostępu do komputera, nie mogę nic tutaj zorganizować.
Dlatego zaraz po tym jak wrócę i oczywiście, po tym jak dodam rozdział zabiorę się za niespodziankę!
Miłego dnia!
Pozdrawiam 
Aki Aki

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 9

Draco

Gdy tylko udało mi się doprowadzić Riddle, do w miarę normalnego stanu funkcjonowania, oraz po pozwoleniu jej wytrzeć swoje łzy i gluty w moją „na szczęście” nie ulubioną koszule postanowiliśmy odpuścić sobie nasz włam i wrócić z powrotem do komnat Slytherinu. Zanim jednak tam zawróciliśmy schowałem Łasica w składziku na miotły, który dla własnej uciechy wyciszyłem zaklęciem i zamknąłem. Dodatkowo, żeby było zabawniej zabrałem różdżkę tego tępaka i położyłem ją pod drzwiami. Ach… Czasem sam się nie mogę nadziwić mojemu geniuszowi. Podśpiewując jedną z piosenek Fatalnych Jędz podszedłem do byłej gryfonki i ruszyliśmy.

Następnego dnia z samego rana obudziłem się zalany potem po nocnym koszmarze. Zaczął się całkiem przyjemnie.

Byłem z Riddle w pokoju wspólnym ślizgonów, siedzieliśmy na kanapach. Przekomarzałem się z nią, wyraźnie wygrywając naszą sprzeczkę tak, że dziewczynie brakowało już argumentów. Nie pamiętam tylko, o co tak naprawdę poszło. I kiedy już wstaliśmy, żeby wyjść na korytarz, do salonu wpadł Chłopiec-Który-Przeżył-Żeby-Mnie-Wkurwiać ze swoim rudym naśladowcą. Ten drugi najzwyczajniej w świecie, tak jakby się czuł jak u siebie w burdelu, podszedł do Hermiony i pociągnął ją na kanapy. Kiedy jego zdecydowanie za tłusty tyłek opadł z hukiem na kanapy, zaczął pożerać twarz byłej przyjaciółki. Co pewnie w jego mniemaniu było namiętnym całowaniem. Powstrzymałem odruch wymiotny i chciałem ich rozdzielić, Miona chyba była na jakichś prochach, bo oddawała jego „pocałunki” z desperacją, jakby jej to nie obrzydzało. Bleee. Ale jak już wspomniałem „chciałem”, niestety Potti najwyraźniej shipował tę dwójkę, ponieważ od razu mnie zatrzymał. Próbowałem go jakoś wyminąć, jednak nadaremnie. Z każdą sekundą coraz mniej widziałem śłizgonkę. Na szczęście, a przynajmniej tak mi się wydawało na schodach pojawił się Blaise. Jednak on też był czymś narąbany. Gdy tylko zobaczył, kto jest na dole podbiegł do Pottera i go… ledwo przez gardło mi to przechodzi… przytulił. Nie tak po przyjacielsku, tylko jakby oni… no wiecie… jakby byli tymi… ten teges… kochankami! Wtedy zobaczyłem jak Wybraniec łapie go „w tym miejscu” i wskazuje głową dormitoria. Tego już nie wytrzymałem. Zwymiotowałem na podłogę, a przynajmniej na początku tak mi się wydawało, bo kiedy ponownie spojrzałem na to cudo, które uciekło z mojego żołądka, ujrzałem moją ulubioną koszulę. Zacząłem krzyczeć. Po męsku oczywiście, nie jak mała dziewczynka… i się obudziłem.
Merlinowi dziękowałem, że jak zawsze nie zapomniałem wyciszyć mojego posłania. Bez większego pośpiechu wstałem z łóżka i powlokłem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i się ubrałem, umyłem zęby i zrobiłem artystyczny nieład z moich włosów. Przejrzałem się w lustrze.

-Jak zwykle nieziemski!

Sprawdziłem godzinę na moim wypasionym zegarku, który pokazywał szóstą dwadzieścia i skierowałem moje kroki do salonu ślizgonów. Oczywiście świecił pustkami, bo kto normalny wstaje przed siódmą w weekend? … Nieważne. Po wczorajszym załamaniu, Riddle postanowiłem, że dzisiaj poszukam w bibliotece książek o tym całym „Pucharze Zeusa”. Ale chyba wolałbym pójść z kimś, w końcu, kto wie, co czai się w bibliotece.

-Tak, więc postanowione, idę obudzić Blaise’a.

***

Nie polecam budzenia Zabiniego bez stanięcia w odpowiedniej odległości z patykiem. Dosłownie, wypróbował na mnie rzut judo. Mieliście kiedyś takie uczucie, że całe życie przelatuje wam przed oczami? Wtedy tak miałem. Okropne uczucie. Na szczęście nic poważnego mi się nie stało… chyba. W każdym bądź razie mój jęk obudził Theodora, który wcale nie wyglądał na zadowolonego. Co więcej miał żądzę mordu wypisaną na twarzy.

-Theodora? Wpadło ci coś do oka? Dziwnie ci drga. – powiedział Diabeł, który, albo był głupi, albo ślepy. Z daleka można było zauważyć, że Theodor zaraz wyjmie różdżkę i rzuci w nas Avadą.

-Tak, wasz debilizm. – odpowiedział, co dziwne spokojnie i wstał z zamiarem udania się do łazienki. Kiedy tylko zniknął za drzwiami, razem z czarnoskórym westchnąłem z ulgą. Potem odwróciliśmy do siebie głowy i wybuchliśmy śmiechem.

-Debile! – krzyknął Nott. Skwitowaliśmy to jeszcze głośniejszym wyciem.

Minęło parę dłuższych chwil zanim się ogarnęliśmy. Co dziwne nie obudziliśmy Gregory’ego ani Vincenta.

-A tak w ogóle, co ode mnie chciałeś Smoku? – już prawie zapomniałem, po co tu przyszedłem.

-Chciałbyś się pobawić w włamywacza?

***

Ej! Smoku mam coś! – usłyszałem niezbyt cichy szept Zabiniego. Szybko przelawirowałem do niego pomiędzy tymi wszystkimi regałami z książkami.

-Dawaj to – wyrwałem mu księgę z rąk i zaczęłam czytać na głos:
______________________________________________________________
Od wielu wieków czarodzieje i czarownicy, którzy pragnęli zdobyć władzę poszukiwali Pucharu Zeusa. Było to naczynie posiadające ogromną moc. Nie wiadomo jednak jak wielką, gdyż nikt od czasów założycieli Hogwartu nie posiadał owego przedmiotu. Jego ostatnim właścicielem był Salazar Slytherin.
________________________________________________

-Co to za gówno?! Tyle to nawet ja wiedziałem. – warknąłem w stronę mojego przyjaciela.

-No szukałem księgi gdzie było wspomniane o tym pucharku. O patrz! Tam jest coś jeszcze dopisane małym drukiem! – wskazał palcem ślizgon i rzeczywiście coś tam pisało.
______________________________________________________________
Więcej informacji znajdziesz w Księdze Starożytności.
Pozdrawiam
Księga Idiotów
______________________________________________________________

-Ty głąbie! Szukałeś ważnych informacji w „Księdze Idiotów”?!

-Miała fajną okładkę.

-Cokolwiek. Dobra zmywamy się za półgodziny przychodzi Pince żeby otworzyć bibliotekę. Wrócimy tu w nocy, ale z Hermioną, bo z tobą to tylko się cofamy.

-Ekhem! Dzięki mnie wiemy, jakiej księgi szukamy!

 Harry

Ginny! – zatrzymałem wychodzącą na śniadanie dziewczynę.

-Tak? – zapytała zdziwiona rudowłosa. Odkąd Hermiona trafiła do Slytherinu, dziewczyna stała się mniej rozmowna. Martwię się o nią. Nadal nie mogę uwierzyć, że Mionka jest córką tego potwora. Jednak nie podzielam zdania Rona, który sądzi, że skoro ma krew Riddle’a to jest tak samo okrutna. Jakoś nikomu nic się nie stało, ani nawet nie wygląda na taką osobę, mogącą posunąć się do zrobienia komuś krzywdy. Przecież znamy się od sześciu lat. Nie potrafię przestać o niej myśleć jak o przyjaciółce. Sam Dumbledore mi powiedział, że nie wierzy, iż Herm stałą się zła przez wpływy Voldemorta. I ja go w tym popieram. Jednak teraz mam inny problem.

-Widziałaś dzisiaj Rona? Wczoraj nie wrócił do dormitorium. Miał iść na dyżur i od tej pory nikt go nie widział. – ruda zrobiła przepraszającą minę. Czyli nic nie wie. Zawróciłem z zamiarem zabrania z dormitorium mapy huncwotów, żeby jeszcze raz ją przewertować. Może po prostu nie zauważyłem jego kropki. Zatrzymało mnie jednak pytanie Gin.

-Ty też uważasz, że Hermiona jest teraz po stronie zła? – zatkało mnie na chwilę, ale przybrałem na twarz lekki uśmiech.

-Nie. Może być córką Sama-Wiesz-Kogo, mimo to nadal jest naszą przyjaciółką. Chociaż wstyd mi, bo na początku nie byłem pewny czy mogę jej ufać. No i lepiej nie wspominaj o tym Ron’owi, on się denerwuje na samo wspomnienie o niej.

-Pewnie, że mu nie powiem. Zmienił się. Już sama go momentami nie poznaję. – wyznała.

-Ja również – dodałem w myślach.  

Hermiona

Co zrobiliście?! – zapytałam totalnie wyprowadzona z równowagi. Trwało właśnie śniadanie, a ja przełknęłam tylko jedną kanapkę. Uspokoiłam się już trochę po wczorajszej panice. Nadal nie zmieniłam zdania o sobie, po prostu wolę już nad tym nie rozmyślać.  Tak będzie lepiej. Zapomnieć.

-Postanowiliśmy ci trochę pomóc i poszperaliśmy dzisiaj w królestwie tej starej, spróchniałej…

-Zrozumiałam Blaise. – przerwałam zanim zdążył dokończyć. Czy tylko ja w tej szkole szanuję tą kobietę?

-No i znaleźliśmy coś… pomocnego. – dopowiedział Malfoy nakładając na swój talerz Tosta.

-Możesz dokładniej? – zapytałam przyglądając się mu dokładniej. – Co tam znaleźliście?

-Tylko się nie śmiej dobra? – rozszerzyłam oczy w wyrazie zdziwienia. Co oni tam znaleźli, że Fretka czerwieni się jak piwonia na samo wspomnienie?

-No ok. Po prostu mi powiedz, nic nie może być na tyle upokarzającego, żeby…

-W „Księdze Idiotów” było napomniane o tym Pucharze. – powiedział szeptem rozglądając się na boki, sprawdzając czy czasem nikt się nam nie przysłuchuje.

-Co?! – naprawdę chciałam nie wybuchnąć śmiechem, no przynajmniej próbowałam, bo przepraszam, ale kto by się nie roześmiał na taką informację?

-Miałaś się nie śmiać – prychnął Smok i założył ręce na klatkę piersiową w wyrazie zdenerwowania.

-Prze-przepraszam. Gdzie znaleźliście tą informację?

-Usłyszałaś za pierwszym razem, nie będę tego powtarzał. I to nie ja znalazłem tę księgę tylko Diabeł.

-Ja was przecież nie oceniam. – odpowiedziałam spoglądając w stronę Wrót, przez które właśnie wchodził wkurzony Ronald z wlokącym się za nim Harry'm. Gdy tylko jego wzrok napotkał mój od razu skręcił w stronę stołu Slytherinu.


-O! Szykują się kłopoty – powiedziałam wskazując na Weasleya.

wtorek, 12 lipca 2016

Powrót pisarki marnotrawnej

Moi drodzy, doskonale zdaję sobie sprawę  że dłuuugo mnie nie było. Miałam sprawy ważne jak i te mniej ważne, ale wracam! Z weną do dalszego pisania. W następnym tygodniu lub pod koniec tego postaram się dodać rozdział.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 8

W tym samym momencie ktoś mnie złapał od tyłu i odwrócił w swoją stronę. Stanęłam twarzą w twarz z Blaisem.

-Co jest? – zapytałam trochę zdziwiona tym niespodziewanym ruchem z jego strony. Muszę przyznać, że moje serce w tym momencie waliło w klatkę piersiową tak mocno, jakby miało za chwilę zrobić dziurę i wylecieć w siną dal. Nie dałam tego jednak po sobie poznać, a przynajmniej tak mi się wydaje.

-Nic. Chociaż, w sumie. Tak sobie tylko myślę, czy nie zechciałabyś ze mną zatańczyć? – Wow. Teraz już wiem, dlaczego Smok i Diabeł mają takie powodzenie u dziewczyn w Hogwarcie. Niby nieśmiało, ale jednak stanowczo. A jedno wyklucza drugie. Oni mimo wszystko robią to w taki cudowny sposób. Stop Hermiono! Miałam przecież swatać Blaise’a z Dafne. Czas wcielić swój plan w życie, przy okazji sprawiając, że nikt nie zauważy mojego zniknięcia. Tak! To jest plan idealny. Godny Roveny.

-Przykro mi Diable, ale… - Cholera! Plan idealny. A wymówki to sobie nie wymyśliłam. Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś deski ratunkowej i … Będę tego żałowała, no, ale jak to się mówi. Raz kozie śmierć. – Obiecałam Draco, że z nim zatańczę… Teraz. Sam, więc rozumiesz. – Uśmiechnęłam się niewinnie i złapałam za rękaw niczego niespodziewającego się Malfoy’a, ten zaskoczony moim ruchem ledwo utrzymał równowagę i kiedy stał już pewnie na nogach z jego ust wyleciało głośne:

-Kurwa, Granger! Co ci odbiło? – Poczęstowałam go spojrzeniem z serii Gdyby wzrok mógł zabijać. Po czym przesłodzonym głosem, godnym Pansy sprzed lat wyjaśniłam mu całe zajście.

-Ale, Dracusiu! – w tej chwili parę osób, które stały na tyle blisko by usłyszeć naszą rozmowę, w tym mój rozmówca skrzywili się z wdziękiem. – Obiecałam ci przecież, że razem zatańczymy.

-Wcale… - nadepnęłam mu szybko obcasem na nogę, tak żeby nikt nie zobaczył. – Ałł… znaczy… Ten taniec! Prawie o tym zapomniałem. – zaśmiał się nerwowo, by po chwili wyraźnie niedowierzając swoim słowom zajrzał do kubka, który trzymał w ręce, nie do końca pewny, czy aby na pewno w środku znajduje się Ognista. Potrząsnął jednak głową, gdy nic niezwykłego w swoim napoju nie znalazł i z powrotem odwrócił się w moją stronę.

-Tak poza tym… Riddle, nie Granger. - dodałam

-Przeoczenie – machnął lekceważąco ręką, a ja na odchodnym szepnęłam jeszcze do Zabiniego.

-Zapytaj Dafne. Ona na pewno się zgodzi. – i odeszłam od niego z moim największym wrogiem u boku.

***

Dobra Malfoy. Koniec tej szopki. Ja się zmywam. – powiedziałam do księcia Slytherinu i odwróciłam się na pięcie w stronę wyjścia. Lecz zanim zrobiłam pierwszy krok Malfoy Junior zaszedł mi drogę.

-O nie. Tak się nie bawimy Riddle. – pokręcił mi paluszkiem przed nosem jak matka mówiąca dziecku, że takie zachowanie jest niegrzeczne.

-Ale…

-Nie. Teraz ja zadaje pytania.

-Przecież o nic cię jeszcze nie zapytałam.

-Zapomnij…

-Dobra. Więc, do niezobaczenia Malfoy – pomachałam mu ręką na pożegnanie, jednak znów nie zdążyłam zrobić kroku, gdy odwrócił mnie w swoją stronę.

-Gdzie się wybierasz? Myślałem, że nie po to tyle godzin się szykowałaś z dziewczynami, żeby teraz uciekać. – chwilowo zbił mnie z tropu. Po raz kolejny tego wieczoru mój idealny plan okazał się wcale nie być taki idealny.

-Do biblioteki. Szkoda mi marnować taki długi wieczór na bezmyślne upijanie się.- odpowiedziałam starając się brzmieć pewnie. Wyszło jak wyszło… beznadziejnie, ale trzeba mieć nadzieje, że Malfoy tego nie usłyszał, bo jakby nie patrzeć naprawdę mam zamiar pójść do biblioteki.

-Zdaje mi się, że o tej porze twoja oaza nudy jest już zamknięta, co oznacza, że albo wcale się tam nie wybierasz, albo masz zamiar się tam włamać i wtedy, jako twój opiekun idę z tobą.

-Mowy nie ma! To moja sprawa. Ciebie w to nie chcę mieszać.

-Czy ty siebie słyszysz?! Masz zamiar włamać się do królestwa pani Pince i nie chcesz mnie w to mieszać?! – krzyknął oburzony blondyn. Machał przy tym rękami mocno gestykulując.

-Dobra Malfoy. Ale nie krzycz już tak, bo skoro mamy się tam włamać, to chyba lepiej by było jakby nikt o tym nie wiedział. – przez sekundę chłopak wyglądał na skruszonego, chociaż nie jestem pewna czy mi się to czasem nie przywidziało. W drugiej sekundzie wychodziliśmy z salonu, ślizgonów kierując się w stronę biblioteki.

***

Po drodze szybko streściłam Draconowi list od ojca. A on na koniec prychnął głośno.

-I dopiero teraz mi to mówisz Riddle?! Teraz, kiedy idziemy na włam? A na marginesie, po co my w ogóle idziemy do tej biblioteki? Nie lepiej od razu działać? – pokręciłam z politowaniem głową na wszystkie głupie pytania ślizgona.

-Tak dopiero teraz, tak teraz, kiedy idziemy na „włam” – tu zakreśliłam w powietrzu cudzysłów palcami. – Idziemy do tej biblioteki tępaku po to, żeby poszukać informacji o tym gdzie rozpocząć poszukiwania, nie, nie możemy od razu zacząć działać, bo na Salazara! My nic o tym pucharze nie wiemy! – zakończyłam głośno wypuszczając z płuc powietrze.

-Dobra Hermuś, zrozumiałem. Teraz chodź. Zdaje mi się, że słyszę sapanie wiewióra. – powiedział łapiąc mnie za ramię i ciągnąc w stronę schodów. Niestety znając moje szczęście, przypuszczenia tlenionego blondyna okazały się prawdziwe i dosłownie w tym samym momencie, w którym stanęliśmy na pierwszym schodku, zza rogu wyszedł Ron. Gdyby nie to, że nie patrzałam przed siebie tylko w tył, to zapewne dostałabym razem z Malfoy’em zaklęciem ogłuszającym, które rudy rzucił na nas chcąc pozbawić nas szans na wygranie uczciwą, choć nieuczciwą walką.  Szybko pociągnęłam za sobą Smoka w dół i wyjęłam różdżkę z kieszeni.  Szarooki postanowił dodatkowo umilić sobie walkę szydząc z rudzielca.

-Co Łasic? Już nawet nie potrafisz uczciwie wygrać w pojedynku, więc zadecydowałeś, że zaatakujesz nas od tyłu i z łatwością wygrasz. Ale… chwila… ty nawet oszukując nie potrafisz wygrać! – zaśmiał się szaleńczo książę Slytherinu dla efektu łapiąc się za brzuch. I to był jego błąd, bo gdy tylko jego ręce znalazły się poza zasięgiem różdżki, której chyba nawet przy sobie nie miał, Weasley postanowił kolejny raz dzisiaj pozbyć się przeciwnika nie musząc się przejmować, że tamten mu odda. Ale i tym razem mu nie wyszło, i to wcale nie, dlatego, że postanowiłam obronić blondyna. Byłam zbyt sparaliżowana zaklęciem, które wyszło spod warg mojego byłego przyjaciela.

- Sectumsempra! – na swoje szczęście Malfoy wcale nie był taki głupi. Okazało się, że jego różdżka przebywa w tylnej kieszeni spodni. Z niespotykaną szybkością wyjął swój magiczny patyk i odparował zaklęcie, które poznałam już w domu. To zaklęcie powoduje powstawanie głębokich ran ciętych, które mogą doprowadzić do wykrwawienia. Nie mogę uwierzyć, że Ronald je rzucił w stronę Draco, już nawet sam fakt, iż się nienawidzą wcale nie usprawiedliwia tego czynu. To zbyt bestialskie.

-I mówi to dziewczyna, która zabiła własnych rodziców. – odezwało się nagle moje sumienie. Miało racje. Ja jestem bestią. Nie Ron, nie Malfoy… Ja. Wypuściłam z ręki różdżkę i upadłam na kolana. Jestem bestią. Powtarzałam jak mantrę w myślach… Jestem bestią.


Perspektywa Draco Malfoy’a

Durny Wiewiór. Co on sobie myślał, że mnie pokona…? Dobre sobie. Unieruchomiłem go po zaledwie dwóch machnięciach moją różdżką. Odwróciłem się z wyrazem triumfu w stronę Gran… Riddle i… zobaczyłem ją kompletnie przybitą. Co do cholery?

-Riddle?! Co ci? Dostałaś jakimś zaklęciem? – przykucnąłem obok czarnowłosej. Gdy mi nie odpowiedziała zdobyłem się na położenie moich rąk na jej barkach.

- Hej… Riddle… nie bądź taka. Przerażasz mnie. – powiedziałem do niej niemal szeptem… przerażało mnie również, że za nami leży nieruchomy Gryfon. To scena prosto z koszmaru. Po zwycięstwie nad piegowatym kociakiem z Gryffindoru, pocieszam córkę Voldemorta… żyć, nie umierać!

-Jestem bestią – szepnęła tak cicho, że przez chwilę pomyślałem, iż to tylko wymysł mojej bujnej wyobraźni.

-Co? – podniosła głowę i spojrzała mi w oczy, po czym już dwa razy pewniej odpowiedziała:

-Jestem bestią, Malfoy – zaśmiałem się głośno,

-Doprawdy, jesteś niesamowita Riddle. Jak ty jesteś bestią, to ja jestem czarnoskórą baletnicą, która co roku na rozpoczęcie nauki w Hogwarcie wykonuje przed wszystkimi Jezioro Łabędzie razem z Dumbledorem. – ślizgonka zaśmiała się tylko gorzko, co tylko doprowadziło mnie do wniosku, że coś jest z nią nie tak.

-Nic nie rozumiesz Malfoy.

-Więc mnie oświeć. – popatrzyłem hardo w jej załzawione oczy, domagając się jakiegoś wytłumaczenia jej obecnego stanu.

-Zabiłam moich rodziców.

-Zabiłaś Voldemorta?! – teraz to dopiero mi pomieszała w głowie.

-Nie fretko. Zabiłam moich starych rodziców.

-Aaa… i dopiero teraz to sobie uświadomiłaś? – zapytałem trochę zdziwiony zachowaniem dziewczyny.

-Teraz sobie uświadomiłam, że jestem bestią, bo zabiłam ludzi, których przez tyle lat darzyłam miłością. Zabiłam ich patrząc im w oczy. Rozumiesz?! Zabiłam ludzi, dzięki którym wiem, co to jest dobro i miłość.



-JESTEM BESTIĄ! – wrzasnęła na cały korytarz, a ja miałem ochotę załamać się razem z nią. Pierwszy raz poczułem chęć obronienia jej przed złem tego świata, ale czy nie jest już za późno?