środa, 16 listopada 2016

Rozdział 11

-Hermiona? - zapytał Zabini, kiedy odsuwaliśmy stół nauczycieli na bok, żeby dostać się do kafelek.
 -Tak, Blaise? zdaję sobie sprawę, że puchar wcale nie musi tu być, wiem, że snom nie zawsze można ufać, ale kim bym była nie próbując? W końcu jak to mówił ojciec chrzestny Harry’ego. Czym jest życie bez ryzyka?”. W tej chwili zgadzam się z nim w stu procentach.
 -Co zrobimy, jeśli nic nie znajdziemy? spojrzał mi w oczy, kiedy kucaliśmy przy miejscu, które wskazałam. Jego pytanie mnie zaskoczyło. Nie powiem, że nie. Malfoy i Nott spojrzeli na mnie wyczekując co odpowiem czarnoskóremu.
-Myślę, że wtedy wrócimy do biblioteki, jednak jestem pewna… nawet jeśli nie ma tutaj Pucharu Zeusa” to jest coś innego. Zresztą, za sekundkę się przekonamy. odpowiedziałam wyjmując różdżkę. Panowie… uwaga na twarze…
 -Reducto! - gdy zaklęcie uderzyło w ziemię, podłoga zaczęła pękać ukazując nam…

-To chyba jaki
ś kiepski żart! - warknął Malfoy spoglądając na dziurę w podłodze.

-Mo
że to nie tutaj? - stwierdził Theodor.

-Och! Nie. To jest miejsce, którego szukali
śmy. - odpowiedziałam szczęśliwa z widoku jaki miałam przed sobą.

-Hermiona... bez obrazy, ale... Czy ciebie podnieca... beton? -zapyta
ł Blaise patrząc się na mnie jak na wariatkę.

-Ale
ż wy jesteście ślepi! To nie jest zwykły beton, tylko...
-Stary beton? - dopowiedział opryskliwie Nott.
 -Nie tak chciałam to ująć, ale tak. Ten beton jest stary, jednak jeśli mu się przyjrzycie dokładniej, będziecie mogli zauważyć jakieś hieroglify. I na mój rozum jeśli uda nam się je odczytać to ten... jak wcześniej powiedzieliście "stary beton" ukaże nam swoją zawartość.
 -Cofam to co powiedziała Theodora! Ten beton jest cool! - krzyknął Diabeł i wszystko byłoby dobrze gdyby nie wydarł się na całą Wielką Sale. A nadchodzące kroki i ciche miauczenie potwierdziły tezę, że Filch wcale nie jest taki głuchy i wolny na jakiego wygląda.
 -Zabije cię Zabini! - krzyknął Malfoy rozglądając się za jakąś kryjówką, jednak takowej nie było.
 -Wybij okno - zasugerował czarnoskóry, a ja i Draco popatrzeliśmy na niego jak na ostatniego kretyna
 -Jasne może jeszcze wdrapiemy się na dach szkoły i wejdziemy do pokoju wspólnego gryffiaków, żeby pogratulować Potter'owi kolejnego O z eliksirów?
 -Albo wyjdziemy przez wejście dla nauczycieli? - powiedział lekko rozbawiony Theodor wskazując leniwie na drzwi po naszej lewej.
 -Ech... Racja. Tylko jeszcze... - przerwałam słysząc jak ktoś szarpie za klamkę od wrót, po czym słychać szczęk kluczy.
 -Diable powiedz, że nie zamknąłeś drzwi tym kluczem? - zapytał Malfoy patrząc na wielki klucz w zamku.
 -Nie przewidywałem, że...
 -Idzcie już! - powiedziałam szybko rzucając Reparo na dziurę, którą wcześniej zrobiłam.

Uciekliśmy w ostatniej chwili i pognaliśmy do lochów śmiejąc się głośno wiedząc, że woźny nas już nie złapie.


 
Wiem, że krótki i bardzo za to przepraszam, ale dopiero co odzyskałam laptopa z naprawy i uznałam, że moje niedługo trochę się przedłużyło więc wstawiam to co mam.

Przepraszam za tak długi czas jaki musieliście czekać na ten rozdział. Obiecuję, że następny będzie dłuższy ;)
Bajo :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!