poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 8

W tym samym momencie ktoś mnie złapał od tyłu i odwrócił w swoją stronę. Stanęłam twarzą w twarz z Blaisem.

-Co jest? – zapytałam trochę zdziwiona tym niespodziewanym ruchem z jego strony. Muszę przyznać, że moje serce w tym momencie waliło w klatkę piersiową tak mocno, jakby miało za chwilę zrobić dziurę i wylecieć w siną dal. Nie dałam tego jednak po sobie poznać, a przynajmniej tak mi się wydaje.

-Nic. Chociaż, w sumie. Tak sobie tylko myślę, czy nie zechciałabyś ze mną zatańczyć? – Wow. Teraz już wiem, dlaczego Smok i Diabeł mają takie powodzenie u dziewczyn w Hogwarcie. Niby nieśmiało, ale jednak stanowczo. A jedno wyklucza drugie. Oni mimo wszystko robią to w taki cudowny sposób. Stop Hermiono! Miałam przecież swatać Blaise’a z Dafne. Czas wcielić swój plan w życie, przy okazji sprawiając, że nikt nie zauważy mojego zniknięcia. Tak! To jest plan idealny. Godny Roveny.

-Przykro mi Diable, ale… - Cholera! Plan idealny. A wymówki to sobie nie wymyśliłam. Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś deski ratunkowej i … Będę tego żałowała, no, ale jak to się mówi. Raz kozie śmierć. – Obiecałam Draco, że z nim zatańczę… Teraz. Sam, więc rozumiesz. – Uśmiechnęłam się niewinnie i złapałam za rękaw niczego niespodziewającego się Malfoy’a, ten zaskoczony moim ruchem ledwo utrzymał równowagę i kiedy stał już pewnie na nogach z jego ust wyleciało głośne:

-Kurwa, Granger! Co ci odbiło? – Poczęstowałam go spojrzeniem z serii Gdyby wzrok mógł zabijać. Po czym przesłodzonym głosem, godnym Pansy sprzed lat wyjaśniłam mu całe zajście.

-Ale, Dracusiu! – w tej chwili parę osób, które stały na tyle blisko by usłyszeć naszą rozmowę, w tym mój rozmówca skrzywili się z wdziękiem. – Obiecałam ci przecież, że razem zatańczymy.

-Wcale… - nadepnęłam mu szybko obcasem na nogę, tak żeby nikt nie zobaczył. – Ałł… znaczy… Ten taniec! Prawie o tym zapomniałem. – zaśmiał się nerwowo, by po chwili wyraźnie niedowierzając swoim słowom zajrzał do kubka, który trzymał w ręce, nie do końca pewny, czy aby na pewno w środku znajduje się Ognista. Potrząsnął jednak głową, gdy nic niezwykłego w swoim napoju nie znalazł i z powrotem odwrócił się w moją stronę.

-Tak poza tym… Riddle, nie Granger. - dodałam

-Przeoczenie – machnął lekceważąco ręką, a ja na odchodnym szepnęłam jeszcze do Zabiniego.

-Zapytaj Dafne. Ona na pewno się zgodzi. – i odeszłam od niego z moim największym wrogiem u boku.

***

Dobra Malfoy. Koniec tej szopki. Ja się zmywam. – powiedziałam do księcia Slytherinu i odwróciłam się na pięcie w stronę wyjścia. Lecz zanim zrobiłam pierwszy krok Malfoy Junior zaszedł mi drogę.

-O nie. Tak się nie bawimy Riddle. – pokręcił mi paluszkiem przed nosem jak matka mówiąca dziecku, że takie zachowanie jest niegrzeczne.

-Ale…

-Nie. Teraz ja zadaje pytania.

-Przecież o nic cię jeszcze nie zapytałam.

-Zapomnij…

-Dobra. Więc, do niezobaczenia Malfoy – pomachałam mu ręką na pożegnanie, jednak znów nie zdążyłam zrobić kroku, gdy odwrócił mnie w swoją stronę.

-Gdzie się wybierasz? Myślałem, że nie po to tyle godzin się szykowałaś z dziewczynami, żeby teraz uciekać. – chwilowo zbił mnie z tropu. Po raz kolejny tego wieczoru mój idealny plan okazał się wcale nie być taki idealny.

-Do biblioteki. Szkoda mi marnować taki długi wieczór na bezmyślne upijanie się.- odpowiedziałam starając się brzmieć pewnie. Wyszło jak wyszło… beznadziejnie, ale trzeba mieć nadzieje, że Malfoy tego nie usłyszał, bo jakby nie patrzeć naprawdę mam zamiar pójść do biblioteki.

-Zdaje mi się, że o tej porze twoja oaza nudy jest już zamknięta, co oznacza, że albo wcale się tam nie wybierasz, albo masz zamiar się tam włamać i wtedy, jako twój opiekun idę z tobą.

-Mowy nie ma! To moja sprawa. Ciebie w to nie chcę mieszać.

-Czy ty siebie słyszysz?! Masz zamiar włamać się do królestwa pani Pince i nie chcesz mnie w to mieszać?! – krzyknął oburzony blondyn. Machał przy tym rękami mocno gestykulując.

-Dobra Malfoy. Ale nie krzycz już tak, bo skoro mamy się tam włamać, to chyba lepiej by było jakby nikt o tym nie wiedział. – przez sekundę chłopak wyglądał na skruszonego, chociaż nie jestem pewna czy mi się to czasem nie przywidziało. W drugiej sekundzie wychodziliśmy z salonu, ślizgonów kierując się w stronę biblioteki.

***

Po drodze szybko streściłam Draconowi list od ojca. A on na koniec prychnął głośno.

-I dopiero teraz mi to mówisz Riddle?! Teraz, kiedy idziemy na włam? A na marginesie, po co my w ogóle idziemy do tej biblioteki? Nie lepiej od razu działać? – pokręciłam z politowaniem głową na wszystkie głupie pytania ślizgona.

-Tak dopiero teraz, tak teraz, kiedy idziemy na „włam” – tu zakreśliłam w powietrzu cudzysłów palcami. – Idziemy do tej biblioteki tępaku po to, żeby poszukać informacji o tym gdzie rozpocząć poszukiwania, nie, nie możemy od razu zacząć działać, bo na Salazara! My nic o tym pucharze nie wiemy! – zakończyłam głośno wypuszczając z płuc powietrze.

-Dobra Hermuś, zrozumiałem. Teraz chodź. Zdaje mi się, że słyszę sapanie wiewióra. – powiedział łapiąc mnie za ramię i ciągnąc w stronę schodów. Niestety znając moje szczęście, przypuszczenia tlenionego blondyna okazały się prawdziwe i dosłownie w tym samym momencie, w którym stanęliśmy na pierwszym schodku, zza rogu wyszedł Ron. Gdyby nie to, że nie patrzałam przed siebie tylko w tył, to zapewne dostałabym razem z Malfoy’em zaklęciem ogłuszającym, które rudy rzucił na nas chcąc pozbawić nas szans na wygranie uczciwą, choć nieuczciwą walką.  Szybko pociągnęłam za sobą Smoka w dół i wyjęłam różdżkę z kieszeni.  Szarooki postanowił dodatkowo umilić sobie walkę szydząc z rudzielca.

-Co Łasic? Już nawet nie potrafisz uczciwie wygrać w pojedynku, więc zadecydowałeś, że zaatakujesz nas od tyłu i z łatwością wygrasz. Ale… chwila… ty nawet oszukując nie potrafisz wygrać! – zaśmiał się szaleńczo książę Slytherinu dla efektu łapiąc się za brzuch. I to był jego błąd, bo gdy tylko jego ręce znalazły się poza zasięgiem różdżki, której chyba nawet przy sobie nie miał, Weasley postanowił kolejny raz dzisiaj pozbyć się przeciwnika nie musząc się przejmować, że tamten mu odda. Ale i tym razem mu nie wyszło, i to wcale nie, dlatego, że postanowiłam obronić blondyna. Byłam zbyt sparaliżowana zaklęciem, które wyszło spod warg mojego byłego przyjaciela.

- Sectumsempra! – na swoje szczęście Malfoy wcale nie był taki głupi. Okazało się, że jego różdżka przebywa w tylnej kieszeni spodni. Z niespotykaną szybkością wyjął swój magiczny patyk i odparował zaklęcie, które poznałam już w domu. To zaklęcie powoduje powstawanie głębokich ran ciętych, które mogą doprowadzić do wykrwawienia. Nie mogę uwierzyć, że Ronald je rzucił w stronę Draco, już nawet sam fakt, iż się nienawidzą wcale nie usprawiedliwia tego czynu. To zbyt bestialskie.

-I mówi to dziewczyna, która zabiła własnych rodziców. – odezwało się nagle moje sumienie. Miało racje. Ja jestem bestią. Nie Ron, nie Malfoy… Ja. Wypuściłam z ręki różdżkę i upadłam na kolana. Jestem bestią. Powtarzałam jak mantrę w myślach… Jestem bestią.


Perspektywa Draco Malfoy’a

Durny Wiewiór. Co on sobie myślał, że mnie pokona…? Dobre sobie. Unieruchomiłem go po zaledwie dwóch machnięciach moją różdżką. Odwróciłem się z wyrazem triumfu w stronę Gran… Riddle i… zobaczyłem ją kompletnie przybitą. Co do cholery?

-Riddle?! Co ci? Dostałaś jakimś zaklęciem? – przykucnąłem obok czarnowłosej. Gdy mi nie odpowiedziała zdobyłem się na położenie moich rąk na jej barkach.

- Hej… Riddle… nie bądź taka. Przerażasz mnie. – powiedziałem do niej niemal szeptem… przerażało mnie również, że za nami leży nieruchomy Gryfon. To scena prosto z koszmaru. Po zwycięstwie nad piegowatym kociakiem z Gryffindoru, pocieszam córkę Voldemorta… żyć, nie umierać!

-Jestem bestią – szepnęła tak cicho, że przez chwilę pomyślałem, iż to tylko wymysł mojej bujnej wyobraźni.

-Co? – podniosła głowę i spojrzała mi w oczy, po czym już dwa razy pewniej odpowiedziała:

-Jestem bestią, Malfoy – zaśmiałem się głośno,

-Doprawdy, jesteś niesamowita Riddle. Jak ty jesteś bestią, to ja jestem czarnoskórą baletnicą, która co roku na rozpoczęcie nauki w Hogwarcie wykonuje przed wszystkimi Jezioro Łabędzie razem z Dumbledorem. – ślizgonka zaśmiała się tylko gorzko, co tylko doprowadziło mnie do wniosku, że coś jest z nią nie tak.

-Nic nie rozumiesz Malfoy.

-Więc mnie oświeć. – popatrzyłem hardo w jej załzawione oczy, domagając się jakiegoś wytłumaczenia jej obecnego stanu.

-Zabiłam moich rodziców.

-Zabiłaś Voldemorta?! – teraz to dopiero mi pomieszała w głowie.

-Nie fretko. Zabiłam moich starych rodziców.

-Aaa… i dopiero teraz to sobie uświadomiłaś? – zapytałem trochę zdziwiony zachowaniem dziewczyny.

-Teraz sobie uświadomiłam, że jestem bestią, bo zabiłam ludzi, których przez tyle lat darzyłam miłością. Zabiłam ich patrząc im w oczy. Rozumiesz?! Zabiłam ludzi, dzięki którym wiem, co to jest dobro i miłość.



-JESTEM BESTIĄ! – wrzasnęła na cały korytarz, a ja miałem ochotę załamać się razem z nią. Pierwszy raz poczułem chęć obronienia jej przed złem tego świata, ale czy nie jest już za późno?