Witam. Na początek chciałabym przeprosić za brak rozdziału, ale niestety przez czawrtek, piątek i cały weekend byłam chora, przez co dopiero teraz wchodzę na bloga. Nadal nie mam kompletnie na nic siły. A na bloga nie mam i tak czasu przez szkołę.
Dlatego następny rozdział ukaże się w lutym (5-6 dokładniej), gdyż dopiero wtedy będę miała na 100% czas.
Bardzo przepraszam jeśli kogoś zawiodłam. Do usłyszenia.
poniedziałek, 14 grudnia 2015
czwartek, 12 listopada 2015
Zapowiedź!
Bardzo przepraszam za chwilową nieobecność, ale no cóż mam dużo nauki i zero czasu n bloga. Na całe szczęście znalazłam już na ten problem rozwiązanie. Może nie jest zbyt wesołe, ale przynajmniej jako takie jest :)
A wracając do zapowiedzi...
Rozdział ukaże się 15.11.15 ;)
Papa
Aki Aki
A wracając do zapowiedzi...
Rozdział ukaże się 15.11.15 ;)
Papa
Aki Aki
czwartek, 8 października 2015
Rozdział 4
Hermiona! Wstawaj szkoda dnia! - już od samego rana Pansy
krzyczała mi do ucha. Była dopiero 6 rano, jednak nie przeszkadzało to
dziewczynie by skakać po mnie bez opamiętania. Nie mogę niestety przyznać, że
jej mała waga była nie odczuwalna. Ponieważ tak nie było.
-Pan! To boli! - wrzasnęłam. Chyba mnie w końcu zrozumiała,
bo przestała skakać, tylko siedziała na moich plecach w pozie jakby miała za
chwile się ode mnie odbić, jednak skok nie został wykonany.
-Niech będzie, ale wstań w końcu - poddała się dziewczyna.
-Wedle życzenia - powiedziałam z nutką ironii w głosie.
Teraz chyba rozumiem co czuły moje współlokatorki w Hogwarcie, budzenie kogoś z
samego rana jest koszmarne. Mimo wszystko posłusznie wstałam, wcześniej
spychając z siebie ślizgonkę.
-Auć! Riddle ty wredna dupo! Za grosz szacunku. - prychnęła.
***
Szybko się ubrałam i razem z Pansy pobiegłyśmy do jadalni na
śniadanie. W czasie drogi dziewczyna zapytała mnie dlaczego wczoraj po rozmowie
z ojcem nie wróciłam z powrotem do kuchni dokończyć naleśniki.
-Źle się poczułam. - odpowiedziałam cicho, bojąc się, że jak
spróbuję mówić głośniej to czarnowłosa usłyszy moją niepewność w głosie. Kiedy
doszłyśmy przywitałyśmy się z moją mamą i chłopakami, którzy najwyraźniej
szybciej się dzisiaj wyrobili ze wstawaniem. Razem z Parkinson usiadłyśmy na
swoich miejscach, ja obok mamy, a ona obok Draco. Nałożyłam sobie na talerz
naleśnika i rozejrzałam się po stole w poszukiwaniu dżemu truskawkowego.
Posmarowałam naleśnika, po czym powoli zaczęłam przeżuwać pierwszy kęs. Ze
zdziwieniem uznałam, że to chyba najlepszy naleśnik jaki kiedykolwiek jadłam.
-Jak skończcie jeść, szybko się przygotujcie i przyjdźcie do
holu. Tom uznał, że możecie pójść na Pokątną na zakupy. Ale macie wszyscy
udawać, że wcale się nie zakolegowaliście. Od naszych informatorów
dowiedzieliśmy się, że Potter z Wesley'amy też tam dzisiaj będą, więc to
idealna okazja, abyś pokazała kochanie, że masz się dobrze. Powiesz im, że
strasznie się wystraszyłaś kiedy zobaczyłaś swoich rodziców martwych, więc się ukryłaś.
Zrozumieliście? - zapytała kobieta. Wszyscy przez chwilę wpatrywaliśmy się w
moją mamę osłupieni. Dopiero po krótkiej chwili pokiwaliśmy głowami na znak
zgody.
-Doskonale.
***
Nadal lekko zdziwieni czekaliśmy na Narcyzę Malfoy, która
miała nas przetransportować do Dziurawego Kotła skąd mieliśmy się udać na ulicę
czarodziejów. Matka Dracona zjawiła się parę chwil po nas i z gracją godną
arystokratki podeszła do mnie, Draco, Pansy i Blaise'a. Złapaliśmy się za ręce
i teleportowaliśmy się. Ja jako pierwsza ruszyłam na zaplecze baru. Wyjęłam
różdżkę i stuknęłam w odpowiednie cegiełki. Gdy skończyłam cegły zaczęły się
przesuwać ukazując mi ruchliwą o tej porze dnia ulicę Pokątną. Wyciągnęłam z
kieszeni spodni kartkę z listą potrzebnych mi na ten rok podręczników, którą
godzinę wcześniej tam włożyłam. Postanowiłam najpierw udać się do "Esów i
Floresów" po książki. Ruszyłam w stronę księgarni przepychając się przez
tłum ludzi. Po drodze jakaś czarownica wbiła mi łokieć w żebro, a jakiś inny czarodziej
nadepnął mi na stopę. Mogę uznać to za naprawdę dobry wynik, rok temu wróciłam
do domu z limem pod okiem. Wchodząc do księgarni poczułam cudowny zapach
książek. Podeszłam do ekspedientki i podałam jej listę z książkami. Była to na
oko trzydziestoletnia kobieta. Miała zwykłe brązowe włosy, które spięła w koka.
Jej średnia postura niczym się nie wyróżniała. Wygląda na miłą. Po paru
minutach wróciła z kompletem podręczników. Kupiłam jeszcze nowe pióra i
pergaminy. Wychodząc z księgarni odetchnęłam z ulgą, bałam się, że jak pójdę na
ostatnią chwilę po książki, to zostanę pustkę. Warto też pójść do Ollivandera
po nową różdżkę, ta nie za bardzo już do mnie pasuje. Przeszłam przez ulicę i
znalazłam się przy małym, wąskim, wyglądającym dość nędznie sklepie. Jednak jego
zawartość okazywała się bogatsza. Było tu pełno regałów z różdżkami. Nie mogłam
nigdzie skupić wzroku. Po chwili od mojego wejścia usłyszałam odgłos kroków.
Ollivander stanął za ladą.
-W czym mogę pomóc? - zapytał miło staruszek.
-Chciałabym kupić nową różdżkę. - odpowiedziałam pewnym
głosem.
***
Kiedy kupiłam magiczny patyk, który był sztywny, zrobiony z
ostrokrzewu i włókna ze smoczego serca, postanowiłam trochę odpocząć, więc
poszłam do lodziarni, która znajdowała się tuż obok sklepu wytwórcy różdżek.
Podeszłam do ekspedientki i zamówiłam sobie lody czekoladowe z kolorową
posypką. Ruszyłam w stronę stoliku i usiadłam na krześle, rozkoszując się
pysznym smakiem loda. Rozmyślałam o jutrzejszym wyjeździe do Hogwartu. Jakoś
nie wyobrażam sobie min gryffonów kiedy usłyszą, że przenoszę się do
Slytherinu. Boję się jedynie ujrzeć ból na twarzy Harrego. Zbyt wiele
przeszedł, by teraz dowiadywać się, że jego najlepsza przyjaciółka jest córką
czarnoksiężnika, którego nienawidzi. Moje rozmyślania przerwał dzwoneczek który
zadzwonił informując, że przyszedł nowy klient. Jakby od niechcenia odwróciłam
się w stronę wejścia.
***
Ron wszedł do środka, dość głośno rozmawiając z Harrym i
Ginny. Zawahałam się. Co jeśli mnie znienawidzą? Albo... Nie! Stop Hermiono! Nawet
jeśli mnie znienawidzą, to będzie oznaczało tylko i wyłącznie to, że nigdy nie
zasługiwali na moją przyjaźń. Co prawda będzie bolało, ale wolę żyć chwilą, a
na tą chwilę nadal jesteśmy przyjaciółmi. Jako pierwszy zauważył mnie Harry.
Jego twarz się jeszcze bardziej rozpromieniła, o ile to było możliwe. Szybko
podszedł do mojego stolika i się dosiadł.
-Jak dobrze, że żyjesz. - zaczął rozmowę. - Bałem się, że
cię już nigdy nie zobaczę. - posmutniałam.
-Też się bałam Harry. Tak bardzo tęsknię za rodzicami. -
skłamałam gładko. W tym samym czasie podeszli do nas Weasleyowie.
-Hermiona! Ty żyjesz! - krzyknął uradowany rudzielec.
-Nie. Jestem martwa
głupi ośle. - odpowiedziałam w myślach.
poniedziałek, 7 września 2015
Każdy czytelnik tego bloga proszony jest o przeczytanie informacji !
Dzisiaj przychodzę z dość nietypowym postem.
A mianowicie:
Niedawno pewna blogerka, która naprawdę świetnie pisze poddała się przez brak aktywności na jej blogu, postanowiła go zawiesić. Przynajmniej powiedziała, że nic nie napisze, do puki nie zobaczy dowodu, że nie pisze tylko dla siebie. Dlatego postanowiłam jej trochę pomóc i proszę was o wejście i przeczytanie jej bloga. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale ona naprawdę na to zasługuje, jest naprawdę miła, bo już z nią pisałam, przez gg dlatego pliska zajrzyjcie. To dla was moment, a dla niej chęć do realizowania marzeń :)
Link
A mianowicie:
Niedawno pewna blogerka, która naprawdę świetnie pisze poddała się przez brak aktywności na jej blogu, postanowiła go zawiesić. Przynajmniej powiedziała, że nic nie napisze, do puki nie zobaczy dowodu, że nie pisze tylko dla siebie. Dlatego postanowiłam jej trochę pomóc i proszę was o wejście i przeczytanie jej bloga. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale ona naprawdę na to zasługuje, jest naprawdę miła, bo już z nią pisałam, przez gg dlatego pliska zajrzyjcie. To dla was moment, a dla niej chęć do realizowania marzeń :)
Link
niedziela, 30 sierpnia 2015
Rozdział 3
Obudziłam się wczesnym rankiem. Niemal od
razu poczułam skutki wczorajszej popijawy. Spróbowałam wstać lecz coś, a raczej
ktoś na mnie leżał. Podniosłam głowę by zobaczyć, kto zrobił poduszkę z
mojego brzucha. Omal nie dostałam zawału, gdy zobaczyłam tlenione blond włosy.
Krzyknęłam przerażona.
-Malfoy, na gacie Dumbledore'a ! - fretko-man zatkał sobie
uszy, zapewne z bólu głowy. Troszeczkę się wczoraj wypiło Ognistej.
-Nie krzycz, bo mi do cholery głowa pęka ! - wrzasnął
chłopak, lecz kiedy zobaczył na kim leży szybko odskoczył na bok, przez co wylądował
na podłodze z hukiem - Salazarze moje pośladki - rzekł Draco, czym wywołał
śmiech u Pansy, która obudziła się przez hałas, który zrobił.
-Merlinie moja głowa - powiedziała wstając z fotela, na
którym spała - Draco dlaczego spałeś na brzuchu Hermiony? - zapytała
zaskoczona, a zarazem rozbawiona czarnowłosa.
-Bo jest wygodny - przedrzeźniał się Smok przeciągając
sylaby.
-Dziękuję niezmiernie panie Malfoy, to dla mnie zaszczyt.
-Ależ nie ma za co panienko Riddle.
-Ej tak może do mnie mówić tylko Wstręcik! - zastrzegłam.
-Jak sobie panienka życzy - rzekł piskliwym mającym
przypominać głos skrzata głosem. Gdy tylko skończył swą wypowiedź w pokoju
pojawił się wcześniej wspomniany Wstręcik.
-Panienko pani Riddle zaprasza wszystkich na śniadanie.
-Dziękuję, już się zbieramy tylko jeszcze obudzimy Blaise'a
i się przygotujemy, zawołam cię jak będziemy gotowi.
-Oczywiście panienko. Wstręcik przybędzie jak tylko panienka
zawoła - oznajmił skrzat i zniknął z cichym pyknięciem towarzyszącym
teleportacji.
***
Kiedy udało nam się
obudzić Blaise'a, co wcale nie było łatwe, bo chłopak ciągle się rzucał mówiąc,
że w wakacje się tak wcześnie nie wstaje. Uległ jednak gdy obiecałam, że
dostanie na śniadanie naleśniki. Ustaliliśmy kolejkę do łazienki poprzez
grę w kamień, papier i nożyce, oczywiście ja przegrałam, więc
byłam ostatnia, ale to szczegół. Jako pierwszy poszedł Draco. Jednak dla
chłopaka stwierdzenie "szybko" znaczy tyle co miej to w dupie. Malfoy
wyszedł po trzydziesto minutowej kąpieli. Wszyscy na niego naskoczyliśmy,
mówiąc, że przez niego wszystko poszło nie tak jak planowaliśmy.
-Myślisz, że te włosy same się ułożą? - powiedział wskazując
na swoją głowę. Spojrzałam w jego stronę i zauważyłam, że nie tylko w Hogwarcie nosi eleganckie
garnitury ale też na co dzień. Prawdę mówiąc wygląda w nich bardzo dobrze.
Następna weszła Pansy. W łazience była dziesięć minut, co bardzo mnie zdziwiło.
Zawsze wydawało mi się, że czarnowłosa potrzebuje co najmniej godziny, a co
najważniejsze, że nakłada na siebie tonę makijażu, chyba źle ją oceniłam.
Dziewczyna ubrała
się też normalnie, a nie jak w Hogwarcie gdy nosiła te wyzywające
ciuchy. Ludzie się zmieniają. Nie zauważyłam nawet, kiedy Blaise poszedł się umyć.
Trochę dziwnie się czułam, widząc jak chłopacy wchodzą do łazienki. Nigdy
wcześniej, żadnego chłopaka tam nie wpuszczałam. Czarnoskóry ubrał
się w garnitur jak Draco. Chyba właśnie zrozumiałam co tak bardzo
podoba się tym pustym plastikom w Smoku i Diable. Nie mając jednak czasu na
rozmyślania o wyglądzie ślizgonów poszłam się szybko wykąpać i ubrać.
Gdy wszyscy byliśmy już
gotowi, zawołałam Wstręcika, który zaprowadził nas do jadalni. Kiedy weszliśmy
przywitała nas moja mama. Najwyraźniej przez ten cały czas na nas czekała.
-Dość długo zajęło wam zejście tutaj - stwierdziła Pani
Riddle. Spojrzałam na nią przepraszająco, po czym kiwnęłam głową w stronę
Malfoya.
-P e w n a osoba potrzebowała t r o s z e c z k
ę więcej czasu na ułożenie swoich włosków - powiedziałam akcentując
szczególne słowa. Kobieta miała właśnie coś powiedzieć, ale uniemożliwił jej to
Blaise.
-A gdzie są moje naleśniki? Obiecałaś mi Hermiono! - ups.
Przeleciałam wzrokiem po stole jednak zauważyłam naleśników. Czas na ostatnią
deskę ratunku.
-M-mamo ? Gdzie jest kuchnia? - rodzicielka spojrzała na
mnie zdziwiona.
-Na Merlina, a po co ci kuchnia? Jeśli chcesz, coś czego nie
ma na stole zawołaj skrzaty. Zrobią co będziesz chciała.
-Wiem, jednak chciałabym sama zrobić naleśniki, to żadna
filozofia - wszyscy w jadalni spojrzeli na mnie jak na kosmitkę - To tylko
naleśniki dajcie spokój.
-Gran... Riddle, właśnie po to są skrzaty, by robić za
ciebie takie rzeczy jak "tylko" naleśniki - wytłumaczył mi Draco.
-Wiem po co są skrzaty, jeśli jeszcze nie zrozumieliście, to
ja sama chcę zrobić te głupie naleśniki.
Wstręcik! - krzyknęłam i
po chwili przede mną stał zawołany przeze mnie skrzat.
-Co panienka sobie życzy? - zapytał stwór.
-Zaprowadził byś mnie do kuchni? - zapytałam.
-Oczywiście, Wstręcik już prowadzi - orzekł i ruszył w
kierunku gdzie powinna znajdować się kuchnia. Trójka ślizgonów podążała za
nami.
Zabraliśmy się za robienie ciasta do naleśników. Skrzaty,
które pracowały w kuchni przyniosły nam miskę jajka, mleko, mąkę, olej i
patelnię do naleśników.
-No dobra robienie naleśników jest banalne. Zacznijmy od
mąki. Blaise przynieś mi szklankę.
-Co? Chcesz pić? - zapytał mnie czarnoskóry, a ja się
zaśmiałam.
-Nie chce pić, tylko będzie nam potrzebna do odmierzenia
mąki - odpowiedziałam po czym nasypałam do szklanki po sam czubek mąkę i
wsypałam do miski. Powtórzyłam tą czynność jeszcze dwa razy. Później wlałam
trzy szklanki mleka.
-Teraz ja chcę - powiedział Blaise.
-Ja też - zawtórowała Pansy.
-No dobra. Blaise weź dwa jajka i wbij je do miski. Pansy ty
dosypiesz szczyptę soli i wlejesz troszeczkę oleju.
-Tak jest kapitanie ! - zasalutowali oboje czym mnie
rozśmieszyli, a ja ze śmiechu przyłożyłam ręce do buzi zapominając, że są w
mące przez co kichnęłam. Zabini i Parkinson zaczęli się śmiać, a Draco mruknął
tylko coś jak "Na Merlina z kim ja się zadaje".
Pan w czasie śmiechu przez przypadek strąciła pudełko z
mąką, które podczas zderzenia z podłogą się otworzyło i cała jego zawartość się
wysypała. To wywołało jeszcze większy śmiech u nas. Diabeł, który ledwo stał na
nogach wziął garść mąki i rzucił nią we mnie i czarnowłosą. My zaczęłyśmy
kichać, ale również wzięłyśmy po garści mąki, ja rzuciłam w Blaise'a, a Pan w
Smoka. Tym sposobem rozpoczęliśmy wojnę na mąkę.
***
Wojna jednak nie trwała
za długo ponieważ po paru minutach wystraszone skrzaty zawołały moją mamę. Jak
pani Riddle weszła do kuchni spojrzała na nas srogo.
-Takiego bałaganu to jeszcze n i g d y nie
widziałam ! - powiedziała podniesionym głosem, jednak nie krzyczała.
-Przepraszam mamo, to była niewinna zabawa, już sprzątam -
oznajmiłam, i właśnie wyciągnęłam różdżkę by rzucić zaklęcie, jednak nim to
zrobiłam Elizabeth wytrąciła mi ją z ręki - co...?
-Ogłupiałaś!? - krzyknęła tym razem kobieta - chcesz, żeby
zakon dowiedział się gdzie jesteś i przybył tu by nas zaatakować?
-Nie pomyślałam. Przepraszam - powiedziałam pewna, że moje
policzki są teraz czerwone.
-Mam nadzieję że następnym razem pomyślisz. Jednak
nie dlatego przyszłam. Hermiono ojciec cię wzywa - spojrzałam zdziwiona na
matkę. Czego może chcieć ode mnie mój ojciec?
***
Skrzatka, która
przedstawiła mi się jako Tessi zaprowadziła mnie do gabinetu Toma.
-Witaj Hermiono.
-W-witaj panie - zaczęłam niepewnie. Riddle jednak
westchnął.
-Wystarczy tato. Jednak nie po to cię tu wołałem. Mamy do
omówienia parę spraw.
-Dobrze - odpowiedziałam trochę śmielej niż na początku.
-Jako najważniejsze musisz przenieść się do Slytherinu. Po
drugie nie możesz zadawać się z Potterem i Wesleyem. Po trzecie zaczniesz uczyć
się czarnej magii. Wyznaczę jakiegoś śmierciożercę. I najważniejsze, nie chce
słyszeć żadnych gryffońskich tekstów. Zrozumiałaś ? - spojrzałam na niego
wkurzona. Od kiedy to jakiś Lord Voldemort będzie mi rozkazywał !? Mimo
wszystko szybko się opanowałam.
-Tak.
-Więc na dzisiaj to wszystko. Możesz pójść do swojego pokoju
się wyspać. Jutro idziesz ze ślizgonami na zakupy na Pokątną.
-Dobranoc - mruknęłam i poszłam do swojego pokoju. Szybko
się umyłam i położyłam do łóżka. Tej nocy zatęskniłam za starymi rodzicami
Edit
06.09.2015 15:20
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Rozdział 2
Poczułam pod sobą miękki
materac. Gdzie ja byłam? To na pewno nie jest mój pokój. Otworzyłam powoli oczy
i rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. Był duży i nowocześnie
urządzony. Ściany były w ślizgońskich kolorach. Łóżko, na którym leżałam miało
zieloną pościel i srebrne poduszki. Obok stała srebrna etażerka, a na niej
stała lampa, która była zielona. Zielone były również kanapy, a dywan pod nimi
był srebrny, tak jak kominek naprzeciwko siedzeń i trzy pary drzwi, z czego
jedne były wejściowe. Ten pokój na 100% urządzał ślizgon.
***
Gdy wstałam z posłania. Uznałam, że
poszukam moich ubrań, bo ktoś mnie przebrał w piżamę. Postanowiłam zobaczyć co
kryje się za drzwiami. Otworzyłam te, które były bliżej łóżka, za nimi skrywała
się łazienka, urządzona na biało, była w niej wielka wanna, która spokojnie
mogłaby pomieścić trzy osoby, umywalka z drzwiczkami pod spodem, nad którą
wisiało wielkie lustro. W kącie stał kibelek. Ciekawa zajrzałam do szafki. W
środku było pełno kosmetyków, perfumów i biżuterii. Wyszłam z łazienki i
weszłam do drugiego pomieszczenia. Była to ogromna garderoba. Ujrzałam chyba z
tysiąc ubrań i butów. Po wewnętrznej stronie drzwi była przyklejona karteczka.
Ktoś na niej napisał :
Wszystko jest twoje
Hermiono. Śmiało ubieraj, co tylko zechcesz.
E. R.
Tak więc wzięłam ubrania i poszłam się
wykąpać.
***
Kiedy się umyłam i ubrałam z powrotem
weszłam do sypialni. Przerażona podskoczyłam słysząc czyiś głos. Odwróciłam się
w stronę dźwięku i zobaczyłam skrzata.
-Bardzo przepraszam panienkę, ale Pan
Riddle, prosił bym panienkę zaprowadził do jadalni - po swojej wypowiedzi
skrzat mi się ukłonił.
-Nic nie szkodzi. Możemy już iść tylko
powiedz mi jak się nazywasz?
-Nazywam się Wstręcik panienko.
-Dobrze. Tak więc chodźmy Wstręciku.
***
Szliśmy ciemnymi korytarzami, były one
kręte i zawiłe, a ich ściany zdobiły obrazy przodków, które kłaniały mi się gdy
koło nich przechodziłam. Spokojnie mogłam przyznać, że gdyby ktoś kazałby mi z
powrotem wrócić do mojego pokoju, to nie znalazłabym właściwej drogi. Wstręcik
najwyraźniej znał dom na pamięć, bo ani razu się nie zawahał ani nie zawracał.
Zeszliśmy schodami w dół i skręciliśmy jeszcze w lewo i przed nami ukazały się
wrota, zapewne od jadalni. Przypominały mi one wrota z Hogwartu, które prowadzą
do Wielkiej Sali.
-Tutaj jest jadalnia panienko - oznajmił
skrzat.
-Ty nie wchodzisz? - zapytałam zdziwiona.
-Mi nie wolno wchodzić do jadalni bez
zaproszenia panienko.
-Och, szkoda. To do...
-Po posiłku odprowadzę panienkę do sypialni.
-No to zobaczymy się później.
-Tak jest panienko.
Po pożegnaniu ze Wstręcikiem pewnym krokiem
weszłam do środka. W jadalni był jeden długi stół, przy którym spokojnie
mogłoby usiąść ze sto osób. Na jego końcu siedziały dwie osoby. Czarnowłosy
mężczyzna i kobieta. Po moim wejściu oboje zaprzestali rozmów i spojrzeli w
moją stronę.
-Witaj Hermiono. Usiądź - powiedziała do
mnie kobieta i wskazała na miejsce obok siebie. Powoli zaczęłam iść w jej
stronę. Stół wydawał się coraz bardziej dłużyć z każdym moim krokiem. Gdy w
końcu usiadłam, odezwał się mężczyzna.
-Słyszałem od Malfoy'a, że zabiłaś tych
mugoli, którzy cię wychowali.
-Tak, to jakiś problem? - na moje pytanie
się zaśmiał.
-To cudownie. Mugoli należy tępić, a ty
jako moja córka dobrze zrobiłaś, kończąc życie tych nic niewartych szumowin -
teraz miałam ochotę spaść z krzesła na które dopiero co usiadłam.
-Ty... jesteś Voldemort - stwierdziłam
oczywistość. Czarny pan się uśmiechnął... chwila chwila... on się...
uśmiechnął? To chyba jakiś głupi sen. Przecież on powinien być łysy, a ma bujne
czarne włosy, powinien być brzydki, a jest przystojny i... na Merlina on ma
nos! Nie, nie, nie, to na pewno nie jest on tylko jakiś głupi śmierciożerca,
który próbuje zrobić mnie w konia. No ale żaden jego poplecznik nie odważyłby
się pod niego podszywać. Na Godryka to naprawdę on.
-Oczywiście, że to on, poznałabym własnego
męża. Ale może masz rację? Sprawdzę - na potwierdzenie słów kobieta zaczęła
obmacywać Riddle'a po twarzy, co tylko wywołało u niego śmiech.
-Kobieto, moja twarz! - krzyknął wesoło...
mój ojciec.
-Tak teraz jestem pewna, to jest Tom.
-To znaczy, że ty jesteś...
-Twoją matką. Tak.
-Ale czy ty nie powinieneś być łysy i
brzydki?
-Hola, hola, tak wyglądam tylko jak
wychodzę podbić świat.
-Czyli to twoja prawdziwa twarz.
-Nie, sztuczna. Phi. Oczywiście, że prawdziwa
- Tom odwrócił się obrażony - Jak skończysz jeść zawołaj Wstręta, on cię
zaprowadzi do pokoju, a tam będzie na ciebie czekało paru młodych
śmierciożerców.
-Wstręcika, nie Wstręta.
-Jeden skrzat. Do zobaczenia - na odchodnym
pocałował panią Riddle w policzek i tyle go widzieli.
-Och, na Salazara zapomniałam ci się
przedstawić! - krzyknęła moja mama - Jestem Elizabeth Riddle twoja mama.
-Witaj... mamo, ja jestem Hermiona Jane
Gran... Riddle - zaśmiałam się.
-Tak naprawdę to jesteś Hermiona Nathalie
Riddle.
-Prawdę mówiąc, tak mi się nawet bardziej
podoba.
-To świetnie, a teraz jedz, bo twoi goście
nie będą wiecznie czekać.
***
Po zjedzeniu kolacji, Wstręcik zaprowadził
mnie do pokoju. Przed wejściem wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. W
mojej sypialni w najlepsze rozłożyli się na kanapach Blaise Zabini,
Draco-Fretka Malfoy i Pansy-Mopsica Parkinson.
-Cześć - powiedziałam niepewnie by zwrócić
na siebie uwagę. Ci jak na komendę wstali z foteli i po kolei do mnie podeszli.
-Blaise Zabini, ale możesz do mnie mówić
Diabeł - powiedział czarnoskóry, po czym puścił mi oczko.
-Pansy Parkinson, ale mów mi Pan -
czarnowłosa uścisnęła mi rękę. Gdyby wiedziała, że mówi to do Hermiony Granger
z której przez tyle lat się naśmiewała. Zaraz zobaczę ich miny. Och to będzie
piękny widok.
-Draco Malfoy, albo Smok, do wyboru do
koloru - blondyn szelmowsko się do mnie uśmiechnął, a ja za chwilę zniszczę ten
jego uśmieszek.
-Naprawdę mnie nie poznajecie - zapytałam -
przecież, aż tak się nie zmieniłam - ci jednak patrzeli na mnie tępo i się nie
odzywali - Eh, nie poznajecie kujonicy z Gryffindoru?
-GRANGER!? - krzyknęli wszyscy naraz, aż
zachciało mi się śmiać.
-Nie - odetchnęli z ulgą - Harry Potter - i
znów powróciliśmy do punktu wyjścia - oj przestańcie. To zaczyna być
denerwujące. Zaraz muchy wam wlecą do ust - po moich słowach wszyscy się
wyprostowali. Jednak nagle Blaise do mnie podszedł i... przytulił!?
-Wybacz nam Hermionko, błagamy na kolanach
- na potwierdzenie uklęknął i spojrzał do tyłu czy pozostali też uklęknęli,
lecz gdy oni nadal stali jak słupy, chłopak powtórzył - błagamy na KOLANACH,
nie na stopach!
-Nie trzeba - powiedziałam szybko, bo nie
wyobrażam sobie Malfoya klęczącego i błagającego mnie o wybaczenie.
-Ale, toż to nasz obowiązek - nalegał
Zabini.
-No, skoro tak nalegasz, to... wybaczę wam,
jeśli będziecie na kolanach błagać mnie o wybaczenie, do samego rana.
-Eee, wiesz, może jednak nam odpuścisz
troszeczkę ? - czarnooki jęknął żałośnie.
-Przecież żartuję. Może nie wybaczę wam tak
od razu, ale możemy zacząć od początku. Cześć, nazywam się Hermiona Riddle - to
chyba pomogło, bo ślizgoni odetchnęli z ulgą i ponownie mi się przedstawili.
***
Szybko odnaleźliśmy się w swoim
towarzystwie, okazało się, że z Pansy mamy wiele wspólnych tematów, a chłopacy
obie nas potrafią rozśmieszyć.
-Ej! Mam pomysła! - krzyknął Diabeł.
-Dawaj - powiedzieliśmy równocześnie ja
Draco i Pansy, przez co się zaśmialiśmy.
-Zagrajmy w butelkę - propozycja
czarnowłosego została przyjęta.
-Ok ale jak gramy w butelkę to przydałaby
się też Ognista Whiskey - zaproponowałam.
-No, no Riddle, nie wiedziałem, że pijesz -
zaśmiał się Draco.
-Jeszcze wielu rzeczy pan o mnie nie wie
panie Malfoy - powiedziałam zmysłowym głosem na co Pansy gwizdnęła.
-Nieźle Miona!
-Załatwiasz tą Ognistą czy nie? - zapytał
speszony Smok.
-No tak, racja. Wstręciku! - zawołałam
skrzata, który pojawił się niemal natychmiast - Przynieś mi proszę z sześć
butelek Ognistej Whiskey.
-Wstręcik już przynosi - oznajmił skrzat po
czym zniknął z charakterystycznym przy teleportacji pyknięciem.
-Kto nazwał tego biednego skrzata Wstręcik?
- zapytała zdziwiona Pan.
-Ja nie! - usprawiedliwiłam się - to chyba
mój tata.
-Aha - odpowiedziała niezbyt mądrze.
***
Gdy Wstręcik przyniósł trunek.
Rozpoczęliśmy grę. Pierwsza kręciła Pan. Wylosowała Blaise'a.
-Pytanie czy wyzwanie ?
-Wyzwanie kotku.
-Poliż po policzku Dracusia.
-Fuuu nie! Pan błagam! - krzyknął Malfoy,
jednak zanim Parkinson mu odpowiedziała Blaise szybko polizał go po policzku.
-Zaliczone - powiedział szczęśliwy widząc
obrzydzenie przyjaciela - Kręcę - wziął butelkę, zakręcił i wypadło na mnie.
-Pytanie czy wyzwanie Hermionko?
-Niech będzie - udałam, że się zastanawiam
- Pytanie.
-Wredna krowa. Cóż, pytanie też mam. Czy
miałaś już swój pierwszy raz, a jak tak to z kim?
-Miałam - powiedziałam powoli widząc
zdziwienie rosnące na twarzach wszystkich.
-Z kim!?
-Wiktorem Krumem
-Krumem!? Tym Krumem!?
-Tak. Teraz moja kolej.
-Salazarze łap mnie, ta grzeczna kujonka,
wcale nie jest taka grzeczna !
-Zamknij się Zabini !
Wylosowałam Pansy. Miała złapać Blaise'a za
spodnie w miejscu gdzie jest krocze. Po wielu zakrętach butelką i wielu wypitym
Whiskey (Wstręcik co jakiś czas przynosił nowe butelki Ognistej) doszliśmy do
finiszu. Byliśmy już strasznie zmęczeni dlatego uznaliśmy, że po tej butelce
idziemy spać. Kręcił Blaise. Oczywiście ostatnia butelka trafiła na mnie.
-Wyzwanie - ziewnęłam. Byłam już wyczerpana
siedziałam w samej bieliźnie obok Pansy, która była na swoje nieszczęście bez
stanika, mi się udało wybronić, chłopacy siedzieli w samych bokserkach.
Troszeczkę się przeraziłam, że bezmyślnie wybrałam wyzwanie, bo Blaise jeszcze
będzie mi kazał zdjąć majtki czy coś. Chociaż, nie. On nie zmarnuje ostatniej
butelki na takie coś. Czyli powinnam się bać.
-Masz całować się ze Smokiem przez pięć
minut... z języczkiem! - no to się wpakowałam. Wstałam i powoli podeszłam do
Dracona. Usiadłam na niego okrakiem, na co Zabini i Pansy zagwizdali, i
pocałowałam go w usta. Najpierw powoli by zapoznać się z nimi, a później
wsunęłam mu język do buzi. Chłopak złapał mnie za pośladki i coraz bardziej
zaczęliśmy pogłębiać pocałunek, a potem... urwał mi się film.
środa, 29 lipca 2015
Rozdział 1
Obudził mnie krzyk mojej mamy z dołu. Wstałam szybko z
łóżka, by zobaczyć co się stało. Jak najszybciej mogłam zbiegłam ze schodów i
niczym burza wpadłam do pokoju dziennego. W salonie stało dwóch śmierciożerców.
Z doświadczenia wiedziałam co mam zrobić. Szybko wyjęłam różdżkę, lecz oni mnie
nie atakowali. To dość dziwne jak na sługusów czarnego Pana.
-Czego od nas chcecie? - zapytałam, wciąż gotowa odparować
atak z ich strony.
-Nie od "was", lecz od ciebie - powiedział wyższy
z nich. Po głosie rozpoznałam, że to Lucjusz Malfoy, który nawiasem mówiąc
powinien gnić w Azkabanie, więzieniu dla czarodziejów.
-Ode mnie? - zdziwiłam się.
-Rodzice ci nie powiedzieli? - słowo "rodzice"
powiedział z taką odrazą, że się wzdrygnęłam.
-Czego mi nie powiedzieli? - spojrzałam się w stronę mojej
mamy, która leżała, na podłodze, ale jakoś nie robiło to na mnie wrażenia. Co ze mną jest nie tak ! Stara
Hermiona od razu pomogłaby rodzicom! Mama
spróbowała się podeprzeć, jednak po nieudanej próbie poddała się i zaczęła
opowieść, o tym jak to się znalazłam w jej ramionach. Żałosne.
-Kochanie, my naprawdę, chcieliśmy dobrze. Zanim ciebie
dostaliśmy, to z twoim tatą staraliśmy się o dziecko ale nie mogłam zajść w
ciążę, jestem bezpłodna. Pewnej nocy gdy już straciliśmy nadzieję na dziecko,
ktoś nam ciebie podrzucił pod drzwi, byłaś w koszyku, a obok ciebie, leżał list.
-Co pisało w tym liście? - uznałam, że może być to jakaś
ciekawa informacja.
-Że w dniu twoich siedemnastych urodzin masz się dowiedzieć
kim naprawdę jesteś.
-A kim jestem?
-Córką samego Lorda Voldemorta - powiedział za mamę Malfoy
senior.
-Co!? Nie to... to niemożliwe, przecież on nawet nie ma
żony. Dziecko!? Ja nie wierzę! - to chyba jakiś absurd, ja córką Toma Marvolo
Riddle'a! Gdzie jest ukryta
kamera?!
-Wierzyć nie musisz, ale powiedz mi. Czy ostatnio zmieniło
się twoje nastawienie do tego kim jesteś? Twój wygląd też się zmienił, nie
wyglądasz już jak szlama Granger, wyglądasz jak arystokratka z bardzo dobrej
rodziny.
-Ale jak to możliwe, że mój wygląd ,że ja... tak się
zmieniłam.
-Zanim cię tu przyniesiono twoja... prawdziwa matka, rzuciła
na ciebie zaklęcie, które zmieniło twój charakter i wygląd.
-Dlaczego to zrobiła? - zanim pan Malfoy zdążył odpowiedzieć
moja szlamowata matka nam przerwała.
-Córeczko nie słuchaj go ! Przecież on jest człowiekiem
tego, z którym walczysz!
-Będę się słuchać kogo chce! - zwróciłam się w jej stronę. -
jesteś nic nie warta. Brzydzę się tego, że ty mnie wychowałaś, razem z nim - tu
wskazałam na nieprzytomnego Wendella Granger, który śmiał się nazywać moim
ojcem. Monica zrobiła wystraszoną minę.
-Hermionko pamiętaj o tym, ile razem przeżyliśmy, jesteśmy
rodziną.
-Nie obchodzi mnie to! - za plecami usłyszałam jak ojciec
Dracona razem z drugim śmierciożercą się śmieją. Podniosłam różdżkę i
wycelowałam w kobietę. Zaczęła płakać. Zaśmiałam się złowieszczo i
wypowiedziałam dwa słowa przez które Harry ma bliznę na czole. - Avada Kevadra
- zielone światło uderzyło w jej ciało i pani Granger przestała oddychać. To
samo zrobiłam "ojcu".
-Wykapana córusia tatusia, co nie Carrow?
-Sie wie.
-Co tak stoicie!? Wyczarujcie ten mroczny znak i spadamy.
-Yyy... tak jest! - krzyknął Amycus. Wyszliśmy z mojego
byłego domu i po wyczarowaniu owego mrocznego znaku teleportowaliśmy się. Gdy
otworzyłam oczy zobaczyłam wielką rezydencję. Lucjusz Malfoy podszedł do bramy,
na której widniała litera "R", jak Riddle.
Po chwili wrota się otworzyły, i ruszyliśmy do drzwi. Kiedy znaleźliśmy się w
środku jedyne co zobaczyłam to kobieta, która schodziła po schodach i
zemdlałam.
wtorek, 28 lipca 2015
Prolog
Od pewnego czasu coś jest ze mną nie tak. Czuje się
inna. Jestem niezadowolona z faktu, że jestem szlamą, a na dodatek, moi rodzice
dziwnie się zachowują, jak nie oni. Chociaż nie mam się co im dziwić, coraz
częściej się kłócimy. Mama ostatnio chodzi jakaś zestresowana i posyła w moją
stronę smutne spojrzenia, a tata już się do mnie nie uśmiecha. W sumie to co
oni mnie obchodzą, to zwykli nic nie znaczący mugole. Nigdy bym tak o nich nie powiedziała ! Co się ze mną dzieję!?
Charakter to nie jedyna moja zmiana jest jeszcze wygląd. Moje włosy nie są już
szopą nie do opanowania, są teraz prawie proste. Nie mają już nawet swojego
dawnego koloru. Są o wiele ciemniejsze niż kiedyś. Oczy zamiast koloru słodkiej
mlecznej czekolady, mają teraz odcień gorzkiej, ciemnej czekolady. Mój biust
się powiększył, schudłam i nie jestem już tą niską Mionką, ale mierzącą 173cm Hermioną. Tak Hermioną, przyjaciółką Srottera i Wieprzleja. Tylko, że teraz
sprawy się skomplikowały. Na lepsze? Czy na gorsze?
Subskrybuj:
Posty (Atom)