Draco
Gdy tylko udało mi się
doprowadzić Riddle, do w miarę normalnego stanu funkcjonowania, oraz po
pozwoleniu jej wytrzeć swoje łzy i gluty w moją „na szczęście” nie ulubioną
koszule postanowiliśmy odpuścić sobie nasz włam i wrócić z powrotem do komnat
Slytherinu. Zanim jednak tam zawróciliśmy schowałem Łasica w składziku na
miotły, który dla własnej uciechy wyciszyłem zaklęciem i zamknąłem. Dodatkowo,
żeby było zabawniej zabrałem różdżkę tego tępaka i położyłem ją pod drzwiami.
Ach… Czasem sam się nie mogę nadziwić mojemu geniuszowi. Podśpiewując jedną z
piosenek Fatalnych Jędz podszedłem do byłej gryfonki i ruszyliśmy.
Następnego dnia z samego
rana obudziłem się zalany potem po nocnym koszmarze. Zaczął się całkiem
przyjemnie.
Byłem z Riddle w pokoju
wspólnym ślizgonów, siedzieliśmy na kanapach. Przekomarzałem się z nią,
wyraźnie wygrywając naszą sprzeczkę tak, że dziewczynie brakowało już
argumentów. Nie pamiętam tylko, o co tak naprawdę poszło. I kiedy już
wstaliśmy, żeby wyjść na korytarz, do salonu wpadł Chłopiec-Który-Przeżył-Żeby-Mnie-Wkurwiać
ze swoim rudym naśladowcą. Ten drugi najzwyczajniej w świecie, tak jakby się
czuł jak u siebie w burdelu, podszedł do Hermiony i pociągnął ją na kanapy.
Kiedy jego zdecydowanie za tłusty tyłek opadł z hukiem na kanapy, zaczął
pożerać twarz byłej przyjaciółki. Co pewnie w jego mniemaniu było namiętnym
całowaniem. Powstrzymałem odruch wymiotny i chciałem ich rozdzielić, Miona
chyba była na jakichś prochach, bo oddawała jego „pocałunki” z desperacją,
jakby jej to nie obrzydzało. Bleee. Ale jak już wspomniałem „chciałem”,
niestety Potti najwyraźniej shipował tę dwójkę, ponieważ od razu mnie
zatrzymał. Próbowałem go jakoś wyminąć, jednak nadaremnie. Z każdą sekundą
coraz mniej widziałem śłizgonkę. Na szczęście, a przynajmniej tak mi się
wydawało na schodach pojawił się Blaise. Jednak on też był czymś narąbany. Gdy
tylko zobaczył, kto jest na dole podbiegł do Pottera i go… ledwo przez gardło
mi to przechodzi… przytulił. Nie tak po przyjacielsku, tylko jakby oni… no
wiecie… jakby byli tymi… ten teges… kochankami! Wtedy zobaczyłem jak Wybraniec
łapie go „w tym miejscu” i wskazuje głową dormitoria. Tego już nie wytrzymałem.
Zwymiotowałem na podłogę, a przynajmniej na początku tak mi się wydawało, bo
kiedy ponownie spojrzałem na to cudo, które uciekło z mojego żołądka, ujrzałem
moją ulubioną koszulę. Zacząłem krzyczeć. Po męsku oczywiście, nie jak mała
dziewczynka… i się obudziłem.
Merlinowi dziękowałem, że
jak zawsze nie zapomniałem wyciszyć mojego posłania. Bez większego pośpiechu
wstałem z łóżka i powlokłem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i się
ubrałem, umyłem zęby i zrobiłem artystyczny nieład z moich włosów. Przejrzałem
się w lustrze.
-Jak zwykle nieziemski!
Sprawdziłem godzinę na
moim wypasionym zegarku, który pokazywał szóstą dwadzieścia i skierowałem moje
kroki do salonu ślizgonów. Oczywiście świecił pustkami, bo kto normalny wstaje
przed siódmą w weekend? … Nieważne. Po wczorajszym załamaniu, Riddle
postanowiłem, że dzisiaj poszukam w bibliotece książek o tym całym „Pucharze
Zeusa”. Ale chyba wolałbym pójść z kimś, w końcu, kto wie, co czai się w
bibliotece.
-Tak, więc postanowione,
idę obudzić Blaise’a.
***
Nie polecam budzenia
Zabiniego bez stanięcia w odpowiedniej odległości z patykiem. Dosłownie,
wypróbował na mnie rzut judo. Mieliście kiedyś takie uczucie, że całe życie
przelatuje wam przed oczami? Wtedy tak miałem. Okropne uczucie. Na szczęście
nic poważnego mi się nie stało… chyba. W każdym bądź razie mój jęk obudził
Theodora, który wcale nie wyglądał na zadowolonego. Co więcej miał żądzę mordu
wypisaną na twarzy.
-Theodora? Wpadło ci coś
do oka? Dziwnie ci drga. – powiedział Diabeł, który, albo był głupi, albo
ślepy. Z daleka można było zauważyć, że Theodor zaraz wyjmie różdżkę i rzuci w
nas Avadą.
-Tak, wasz debilizm. –
odpowiedział, co dziwne spokojnie i wstał z zamiarem udania się do łazienki.
Kiedy tylko zniknął za drzwiami, razem z czarnoskórym westchnąłem z ulgą. Potem
odwróciliśmy do siebie głowy i wybuchliśmy śmiechem.
-Debile! – krzyknął Nott.
Skwitowaliśmy to jeszcze głośniejszym wyciem.
Minęło parę dłuższych
chwil zanim się ogarnęliśmy. Co dziwne nie obudziliśmy Gregory’ego ani Vincenta.
-A tak w ogóle, co ode
mnie chciałeś Smoku? – już prawie zapomniałem, po co tu przyszedłem.
-Chciałbyś się pobawić w
włamywacza?
…
***
Ej! Smoku mam coś! –
usłyszałem niezbyt cichy szept Zabiniego. Szybko przelawirowałem do niego
pomiędzy tymi wszystkimi regałami z książkami.
-Dawaj to – wyrwałem mu
księgę z rąk i zaczęłam czytać na głos:
______________________________________________________________
Od wielu wieków czarodzieje i czarownicy, którzy pragnęli
zdobyć władzę poszukiwali Pucharu Zeusa. Było to naczynie posiadające ogromną
moc. Nie wiadomo jednak jak wielką, gdyż nikt od czasów założycieli Hogwartu
nie posiadał owego przedmiotu. Jego ostatnim właścicielem był Salazar Slytherin.
________________________________________________
-Co to za gówno?! Tyle to
nawet ja wiedziałem. – warknąłem w stronę mojego przyjaciela.
-No szukałem księgi gdzie
było wspomniane o tym pucharku. O patrz! Tam jest coś jeszcze dopisane małym
drukiem! – wskazał palcem ślizgon i rzeczywiście coś tam pisało.
______________________________________________________________
Więcej informacji znajdziesz w Księdze
Starożytności.
Pozdrawiam
Księga Idiotów
______________________________________________________________
-Ty głąbie! Szukałeś
ważnych informacji w „Księdze Idiotów”?!
-Miała fajną okładkę.
-Cokolwiek. Dobra zmywamy
się za półgodziny przychodzi Pince żeby otworzyć bibliotekę. Wrócimy tu w nocy,
ale z Hermioną, bo z tobą to tylko się cofamy.
-Ekhem! Dzięki mnie wiemy,
jakiej księgi szukamy!
Harry
Ginny! – zatrzymałem
wychodzącą na śniadanie dziewczynę.
-Tak? – zapytała zdziwiona
rudowłosa. Odkąd Hermiona trafiła do Slytherinu, dziewczyna stała się mniej
rozmowna. Martwię się o nią. Nadal nie mogę uwierzyć, że Mionka jest córką tego
potwora. Jednak nie podzielam zdania Rona, który sądzi, że skoro ma krew Riddle’a
to jest tak samo okrutna. Jakoś nikomu nic się nie stało, ani nawet nie wygląda
na taką osobę, mogącą posunąć się do zrobienia komuś krzywdy. Przecież znamy
się od sześciu lat. Nie potrafię przestać o niej myśleć jak o przyjaciółce. Sam
Dumbledore mi powiedział, że nie wierzy, iż Herm stałą się zła przez wpływy
Voldemorta. I ja go w tym popieram. Jednak teraz mam inny problem.
-Widziałaś dzisiaj Rona?
Wczoraj nie wrócił do dormitorium. Miał iść na dyżur i od tej pory nikt go nie
widział. – ruda zrobiła przepraszającą minę. Czyli nic nie wie. Zawróciłem z
zamiarem zabrania z dormitorium mapy huncwotów, żeby jeszcze raz ją
przewertować. Może po prostu nie zauważyłem jego kropki. Zatrzymało mnie jednak
pytanie Gin.
-Ty też uważasz, że
Hermiona jest teraz po stronie zła? – zatkało mnie na chwilę, ale przybrałem na
twarz lekki uśmiech.
-Nie. Może być córką
Sama-Wiesz-Kogo, mimo to nadal jest naszą przyjaciółką. Chociaż wstyd mi, bo na
początku nie byłem pewny czy mogę jej ufać. No i lepiej nie wspominaj o tym
Ron’owi, on się denerwuje na samo wspomnienie o niej.
-Pewnie, że mu nie powiem.
Zmienił się. Już sama go momentami nie poznaję. – wyznała.
-Ja również – dodałem w myślach.
Hermiona
Co zrobiliście?! –
zapytałam totalnie wyprowadzona z równowagi. Trwało właśnie śniadanie, a ja
przełknęłam tylko jedną kanapkę. Uspokoiłam się już trochę po wczorajszej
panice. Nadal nie zmieniłam zdania o sobie, po prostu wolę już nad tym nie
rozmyślać. Tak będzie lepiej. Zapomnieć.
-Postanowiliśmy ci trochę
pomóc i poszperaliśmy dzisiaj w królestwie tej starej, spróchniałej…
-Zrozumiałam Blaise. –
przerwałam zanim zdążył dokończyć. Czy tylko ja w tej szkole szanuję tą kobietę?
-No i znaleźliśmy coś…
pomocnego. – dopowiedział Malfoy nakładając na swój talerz Tosta.
-Możesz dokładniej? –
zapytałam przyglądając się mu dokładniej. – Co tam znaleźliście?
-Tylko się nie śmiej
dobra? – rozszerzyłam oczy w wyrazie zdziwienia. Co oni tam znaleźli, że Fretka
czerwieni się jak piwonia na samo wspomnienie?
-No ok. Po prostu mi powiedz,
nic nie może być na tyle upokarzającego, żeby…
-W „Księdze Idiotów” było
napomniane o tym Pucharze. – powiedział szeptem rozglądając się na boki,
sprawdzając czy czasem nikt się nam nie przysłuchuje.
-Co?! – naprawdę chciałam
nie wybuchnąć śmiechem, no przynajmniej próbowałam, bo przepraszam, ale kto by
się nie roześmiał na taką informację?
-Miałaś się nie śmiać –
prychnął Smok i założył ręce na klatkę piersiową w wyrazie zdenerwowania.
-Prze-przepraszam. Gdzie
znaleźliście tą informację?
-Usłyszałaś za pierwszym
razem, nie będę tego powtarzał. I to nie ja znalazłem tę księgę tylko Diabeł.
-Ja was przecież nie
oceniam. – odpowiedziałam spoglądając w stronę Wrót, przez które właśnie
wchodził wkurzony Ronald z wlokącym się za nim Harry'm. Gdy tylko jego wzrok
napotkał mój od razu skręcił w stronę stołu Slytherinu.
-O! Szykują się kłopoty –
powiedziałam wskazując na Weasleya.