Obudził mnie krzyk mojej mamy z dołu. Wstałam szybko z
łóżka, by zobaczyć co się stało. Jak najszybciej mogłam zbiegłam ze schodów i
niczym burza wpadłam do pokoju dziennego. W salonie stało dwóch śmierciożerców.
Z doświadczenia wiedziałam co mam zrobić. Szybko wyjęłam różdżkę, lecz oni mnie
nie atakowali. To dość dziwne jak na sługusów czarnego Pana.
-Czego od nas chcecie? - zapytałam, wciąż gotowa odparować
atak z ich strony.
-Nie od "was", lecz od ciebie - powiedział wyższy
z nich. Po głosie rozpoznałam, że to Lucjusz Malfoy, który nawiasem mówiąc
powinien gnić w Azkabanie, więzieniu dla czarodziejów.
-Ode mnie? - zdziwiłam się.
-Rodzice ci nie powiedzieli? - słowo "rodzice"
powiedział z taką odrazą, że się wzdrygnęłam.
-Czego mi nie powiedzieli? - spojrzałam się w stronę mojej
mamy, która leżała, na podłodze, ale jakoś nie robiło to na mnie wrażenia. Co ze mną jest nie tak ! Stara
Hermiona od razu pomogłaby rodzicom! Mama
spróbowała się podeprzeć, jednak po nieudanej próbie poddała się i zaczęła
opowieść, o tym jak to się znalazłam w jej ramionach. Żałosne.
-Kochanie, my naprawdę, chcieliśmy dobrze. Zanim ciebie
dostaliśmy, to z twoim tatą staraliśmy się o dziecko ale nie mogłam zajść w
ciążę, jestem bezpłodna. Pewnej nocy gdy już straciliśmy nadzieję na dziecko,
ktoś nam ciebie podrzucił pod drzwi, byłaś w koszyku, a obok ciebie, leżał list.
-Co pisało w tym liście? - uznałam, że może być to jakaś
ciekawa informacja.
-Że w dniu twoich siedemnastych urodzin masz się dowiedzieć
kim naprawdę jesteś.
-A kim jestem?
-Córką samego Lorda Voldemorta - powiedział za mamę Malfoy
senior.
-Co!? Nie to... to niemożliwe, przecież on nawet nie ma
żony. Dziecko!? Ja nie wierzę! - to chyba jakiś absurd, ja córką Toma Marvolo
Riddle'a! Gdzie jest ukryta
kamera?!
-Wierzyć nie musisz, ale powiedz mi. Czy ostatnio zmieniło
się twoje nastawienie do tego kim jesteś? Twój wygląd też się zmienił, nie
wyglądasz już jak szlama Granger, wyglądasz jak arystokratka z bardzo dobrej
rodziny.
-Ale jak to możliwe, że mój wygląd ,że ja... tak się
zmieniłam.
-Zanim cię tu przyniesiono twoja... prawdziwa matka, rzuciła
na ciebie zaklęcie, które zmieniło twój charakter i wygląd.
-Dlaczego to zrobiła? - zanim pan Malfoy zdążył odpowiedzieć
moja szlamowata matka nam przerwała.
-Córeczko nie słuchaj go ! Przecież on jest człowiekiem
tego, z którym walczysz!
-Będę się słuchać kogo chce! - zwróciłam się w jej stronę. -
jesteś nic nie warta. Brzydzę się tego, że ty mnie wychowałaś, razem z nim - tu
wskazałam na nieprzytomnego Wendella Granger, który śmiał się nazywać moim
ojcem. Monica zrobiła wystraszoną minę.
-Hermionko pamiętaj o tym, ile razem przeżyliśmy, jesteśmy
rodziną.
-Nie obchodzi mnie to! - za plecami usłyszałam jak ojciec
Dracona razem z drugim śmierciożercą się śmieją. Podniosłam różdżkę i
wycelowałam w kobietę. Zaczęła płakać. Zaśmiałam się złowieszczo i
wypowiedziałam dwa słowa przez które Harry ma bliznę na czole. - Avada Kevadra
- zielone światło uderzyło w jej ciało i pani Granger przestała oddychać. To
samo zrobiłam "ojcu".
-Wykapana córusia tatusia, co nie Carrow?
-Sie wie.
-Co tak stoicie!? Wyczarujcie ten mroczny znak i spadamy.
-Yyy... tak jest! - krzyknął Amycus. Wyszliśmy z mojego
byłego domu i po wyczarowaniu owego mrocznego znaku teleportowaliśmy się. Gdy
otworzyłam oczy zobaczyłam wielką rezydencję. Lucjusz Malfoy podszedł do bramy,
na której widniała litera "R", jak Riddle.
Po chwili wrota się otworzyły, i ruszyliśmy do drzwi. Kiedy znaleźliśmy się w
środku jedyne co zobaczyłam to kobieta, która schodziła po schodach i
zemdlałam.