W tym samym momencie ktoś mnie złapał od tyłu i odwrócił w
swoją stronę. Stanęłam twarzą w twarz z Blaisem.
-Co jest? – zapytałam trochę zdziwiona tym niespodziewanym
ruchem z jego strony. Muszę przyznać, że moje serce w tym momencie waliło w
klatkę piersiową tak mocno, jakby miało za chwilę zrobić dziurę i wylecieć w
siną dal. Nie dałam tego jednak po sobie poznać, a przynajmniej tak mi się
wydaje.
-Nic. Chociaż, w sumie. Tak sobie tylko myślę, czy nie
zechciałabyś ze mną zatańczyć? – Wow. Teraz już wiem, dlaczego Smok i Diabeł
mają takie powodzenie u dziewczyn w Hogwarcie. Niby nieśmiało, ale jednak
stanowczo. A jedno wyklucza drugie. Oni mimo wszystko robią to w taki cudowny
sposób. Stop Hermiono! Miałam przecież swatać Blaise’a z Dafne. Czas wcielić
swój plan w życie, przy okazji sprawiając, że nikt nie zauważy mojego
zniknięcia. Tak! To jest plan idealny. Godny Roveny.
-Przykro mi Diable, ale… - Cholera! Plan idealny. A wymówki
to sobie nie wymyśliłam. Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś deski
ratunkowej i … Będę tego żałowała, no, ale jak to się mówi. Raz kozie śmierć. –
Obiecałam Draco, że z nim zatańczę… Teraz. Sam, więc rozumiesz. – Uśmiechnęłam
się niewinnie i złapałam za rękaw niczego niespodziewającego się Malfoy’a, ten
zaskoczony moim ruchem ledwo utrzymał równowagę i kiedy stał już pewnie na
nogach z jego ust wyleciało głośne:
-Kurwa, Granger! Co ci odbiło? – Poczęstowałam go
spojrzeniem z serii Gdyby wzrok mógł zabijać. Po czym przesłodzonym głosem, godnym
Pansy sprzed lat wyjaśniłam mu całe zajście.
-Ale, Dracusiu! – w tej chwili parę osób, które stały na
tyle blisko by usłyszeć naszą rozmowę, w tym mój rozmówca skrzywili się z
wdziękiem. – Obiecałam ci przecież, że razem zatańczymy.
-Wcale… - nadepnęłam mu szybko obcasem na nogę, tak żeby
nikt nie zobaczył. – Ałł… znaczy… Ten taniec! Prawie o tym zapomniałem. –
zaśmiał się nerwowo, by po chwili wyraźnie niedowierzając swoim słowom zajrzał
do kubka, który trzymał w ręce, nie do końca pewny, czy aby na pewno w środku
znajduje się Ognista. Potrząsnął jednak głową, gdy nic niezwykłego w swoim
napoju nie znalazł i z powrotem odwrócił się w moją stronę.
-Tak poza tym… Riddle, nie Granger. - dodałam
-Przeoczenie – machnął lekceważąco ręką, a ja na odchodnym szepnęłam
jeszcze do Zabiniego.
-Zapytaj Dafne. Ona na pewno się zgodzi. – i odeszłam od
niego z moim największym wrogiem u boku.
***
Dobra Malfoy. Koniec tej szopki. Ja się zmywam. –
powiedziałam do księcia Slytherinu i odwróciłam się na pięcie w stronę wyjścia.
Lecz zanim zrobiłam pierwszy krok Malfoy Junior zaszedł mi drogę.
-O nie. Tak się nie bawimy Riddle. – pokręcił mi paluszkiem
przed nosem jak matka mówiąca dziecku, że takie zachowanie jest niegrzeczne.
-Ale…
-Nie. Teraz ja zadaje pytania.
-Przecież o nic cię jeszcze nie zapytałam.
-Zapomnij…
-Dobra. Więc, do niezobaczenia Malfoy – pomachałam mu ręką
na pożegnanie, jednak znów nie zdążyłam zrobić kroku, gdy odwrócił mnie w swoją
stronę.
-Gdzie się wybierasz? Myślałem, że nie po to tyle godzin się
szykowałaś z dziewczynami, żeby teraz uciekać. – chwilowo zbił mnie z tropu. Po
raz kolejny tego wieczoru mój idealny plan okazał się wcale nie być taki
idealny.
-Do biblioteki. Szkoda mi marnować taki długi wieczór na
bezmyślne upijanie się.- odpowiedziałam starając się brzmieć pewnie. Wyszło jak
wyszło… beznadziejnie, ale trzeba mieć nadzieje, że Malfoy tego nie usłyszał,
bo jakby nie patrzeć naprawdę mam zamiar pójść do biblioteki.
-Zdaje mi się, że o tej porze twoja oaza nudy jest już
zamknięta, co oznacza, że albo wcale się tam nie wybierasz, albo masz zamiar
się tam włamać i wtedy, jako twój opiekun idę z tobą.
-Mowy nie ma! To moja sprawa. Ciebie w to nie chcę mieszać.
-Czy ty siebie słyszysz?! Masz zamiar włamać się do
królestwa pani Pince i nie chcesz mnie w to mieszać?! – krzyknął oburzony
blondyn. Machał przy tym rękami mocno gestykulując.
-Dobra Malfoy. Ale nie krzycz już tak, bo skoro mamy się tam
włamać, to chyba lepiej by było jakby nikt o tym nie wiedział. – przez sekundę
chłopak wyglądał na skruszonego, chociaż nie jestem pewna czy mi się to czasem
nie przywidziało. W drugiej sekundzie wychodziliśmy z salonu, ślizgonów
kierując się w stronę biblioteki.
***
Po drodze szybko streściłam Draconowi list od ojca. A on na
koniec prychnął głośno.
-I dopiero teraz mi to mówisz Riddle?! Teraz, kiedy idziemy
na włam? A na marginesie, po co my w ogóle idziemy do tej biblioteki? Nie
lepiej od razu działać? – pokręciłam z politowaniem głową na wszystkie głupie
pytania ślizgona.
-Tak dopiero teraz, tak teraz, kiedy idziemy na „włam” – tu
zakreśliłam w powietrzu cudzysłów palcami. – Idziemy do tej biblioteki tępaku
po to, żeby poszukać informacji o tym gdzie rozpocząć poszukiwania, nie, nie
możemy od razu zacząć działać, bo na Salazara! My nic o tym pucharze nie wiemy!
– zakończyłam głośno wypuszczając z płuc powietrze.
-Dobra Hermuś, zrozumiałem. Teraz chodź. Zdaje mi się, że
słyszę sapanie wiewióra. – powiedział łapiąc mnie za ramię i ciągnąc w stronę
schodów. Niestety znając moje szczęście, przypuszczenia tlenionego blondyna
okazały się prawdziwe i dosłownie w tym samym momencie, w którym stanęliśmy na
pierwszym schodku, zza rogu wyszedł Ron. Gdyby nie to, że nie patrzałam przed
siebie tylko w tył, to zapewne dostałabym razem z Malfoy’em zaklęciem
ogłuszającym, które rudy rzucił na nas chcąc pozbawić nas szans na wygranie
uczciwą, choć nieuczciwą walką. Szybko pociągnęłam za sobą Smoka w dół i
wyjęłam różdżkę z kieszeni. Szarooki postanowił dodatkowo umilić sobie
walkę szydząc z rudzielca.
-Co Łasic? Już nawet nie potrafisz uczciwie wygrać w
pojedynku, więc zadecydowałeś, że zaatakujesz nas od tyłu i z łatwością
wygrasz. Ale… chwila… ty nawet oszukując nie potrafisz wygrać! – zaśmiał się
szaleńczo książę Slytherinu dla efektu łapiąc się za brzuch. I to był jego
błąd, bo gdy tylko jego ręce znalazły się poza zasięgiem różdżki, której chyba
nawet przy sobie nie miał, Weasley postanowił kolejny raz dzisiaj pozbyć się
przeciwnika nie musząc się przejmować, że tamten mu odda. Ale i tym razem mu
nie wyszło, i to wcale nie, dlatego, że postanowiłam obronić blondyna. Byłam
zbyt sparaliżowana zaklęciem, które wyszło spod warg mojego byłego przyjaciela.
- Sectumsempra! –
na swoje szczęście Malfoy wcale nie był taki głupi. Okazało się, że jego
różdżka przebywa w tylnej kieszeni spodni. Z niespotykaną szybkością wyjął swój
magiczny patyk i odparował zaklęcie, które poznałam już w domu. To zaklęcie
powoduje powstawanie głębokich ran ciętych, które mogą doprowadzić do
wykrwawienia. Nie mogę uwierzyć, że Ronald je rzucił w stronę Draco, już nawet
sam fakt, iż się nienawidzą wcale nie usprawiedliwia tego czynu. To zbyt
bestialskie.
-I mówi to
dziewczyna, która zabiła własnych rodziców.
– odezwało się nagle moje sumienie. Miało racje. Ja jestem bestią. Nie Ron, nie
Malfoy… Ja. Wypuściłam z ręki różdżkę i upadłam na kolana. Jestem bestią.
Powtarzałam jak mantrę w myślach… Jestem
bestią.
Perspektywa
Draco Malfoy’a
Durny Wiewiór. Co on sobie myślał, że mnie pokona…? Dobre
sobie. Unieruchomiłem go po zaledwie dwóch machnięciach moją różdżką.
Odwróciłem się z wyrazem triumfu w stronę Gran… Riddle i… zobaczyłem ją
kompletnie przybitą. Co do cholery?
-Riddle?! Co ci? Dostałaś jakimś zaklęciem? – przykucnąłem
obok czarnowłosej. Gdy mi nie odpowiedziała zdobyłem się na położenie moich rąk
na jej barkach.
- Hej… Riddle… nie bądź taka. Przerażasz mnie. –
powiedziałem do niej niemal szeptem… przerażało mnie również, że za nami leży
nieruchomy Gryfon. To scena prosto z koszmaru. Po zwycięstwie nad piegowatym
kociakiem z Gryffindoru, pocieszam córkę Voldemorta… żyć, nie umierać!
-Jestem bestią – szepnęła tak cicho, że przez chwilę
pomyślałem, iż to tylko wymysł mojej bujnej wyobraźni.
-Co? – podniosła głowę i spojrzała mi w oczy, po czym już
dwa razy pewniej odpowiedziała:
-Jestem bestią, Malfoy – zaśmiałem się głośno,
-Doprawdy, jesteś niesamowita Riddle. Jak ty jesteś bestią,
to ja jestem czarnoskórą baletnicą, która co roku na rozpoczęcie nauki w
Hogwarcie wykonuje przed wszystkimi Jezioro Łabędzie razem z Dumbledorem. –
ślizgonka zaśmiała się tylko gorzko, co tylko doprowadziło mnie do wniosku, że
coś jest z nią nie tak.
-Nic nie rozumiesz Malfoy.
-Więc mnie oświeć. – popatrzyłem hardo w jej załzawione
oczy, domagając się jakiegoś wytłumaczenia jej obecnego stanu.
-Zabiłam moich rodziców.
-Zabiłaś Voldemorta?! – teraz to dopiero mi pomieszała w
głowie.
-Nie fretko. Zabiłam moich starych rodziców.
-Aaa… i dopiero teraz to sobie uświadomiłaś? – zapytałem
trochę zdziwiony zachowaniem dziewczyny.
-Teraz sobie uświadomiłam, że jestem bestią, bo zabiłam
ludzi, których przez tyle lat darzyłam miłością. Zabiłam ich patrząc im w oczy.
Rozumiesz?! Zabiłam ludzi, dzięki którym wiem, co to jest dobro i miłość.
-JESTEM BESTIĄ! –
wrzasnęła na cały korytarz, a ja miałem ochotę załamać się razem z nią.
Pierwszy raz poczułem chęć obronienia jej przed złem tego świata, ale czy nie
jest już za późno?