Hogwart od zawsze kojarzył
mi się z domem. Spędziłam w nim swoje najpiękniejsze dni. Nauczyłam się wielu
wspaniałych rzeczy, poznałam wspaniałych przyjaciół. Nic się w nim nie zmieniło
od końca piątej klasy. Właśnie. W poprzedniej klasie, stało się tak wiele
złego. Umbridge opanowała wszystkich w szkole magii i czarodziejstwa, wygoniła
Albusa Dumbledora z jego stanowiska dyrektora, sama je zajmując, torturowała
swoimi głupimi piórami Harry'ego, jak i każdego ucznia, który choć odrobinę
nagiął jej zasady, Śmierciożercy zwabili naszą gwardię Dumbledora do
Ministerstwa Magii, próbując przechwycić od Pottera przepowiednie, dotyczącą
zarówno bliznowatego jak i samego Lorda Voldemorta, na całe szczęście mój
przyjaciel zniszczył ją, zanim ktokolwiek zdążył odsłuchać jej zawartość,
niestety cena jaką za to zapłacił, była zbyt okrutna. Syriusz Black został
zabity przez Bellatrix. Idąc teraz korytarzem w stronę wielkiej sali,
zastanawiam się czy naprawdę tak bardzo, zaklęcie, które rzucono na mnie w
dzieciństwie mnie zmieniło. Chciałabym móc wybrać, jaka będę, ale przecież...
jeśli nie jestem ta dobra, tylko zła, to czy mogę być tą starą Mioną. To takie
skomplikowane.
Zanim się obejrzałam
dotarłam razem ze wszystkimi do miejsca przydziału i siedziałam przy stole
Gryffonów, po raz ostatni, będąc Gryffonką. Pierwszoroczni jak co roku stali
przy podeście obok mównicy. Profesor MacGonagall w swoim ciasnym koku,
wyczytywała imiona i nazwiska, świeżo upieczonych młodych czarodziejów. Cały
ten czas byłam myślami daleko w chmurach, do momentu, gdy Ron szturchnął mnie w
ramię.
-H-Hermiona, zostałaś
wyczytana, o co chodzi? - powiedział ze zdziwioną miną. W sumie wszyscy w sali
mieli takie same. No bo od kiedy to uczennica z sześcioletnim stażem ma stawać
znowu do wyboru. Wstałam ze swojego miejsca i z uśmiechem na twarzy
pomaszerowałam w stronę Tiary Przydziału. Przechodząc obok innych stołów
usłyszałam parę szeptów, które oczywiście dotyczyły mnie. Jeden uczeń z
Hufflepuffu odważył się nawet powiedzieć "pewnie przenoszą ją do
Ravenclawu, bo jest za mądra na Gryffonkę" na tyle głośno by wszyscy go
usłyszeli. Nie przejmując się wpatrującymi się we mnie hogwartczykami usiadłam
na małym krzesełku, a opiekunka mojego... jeszcze domu włożyła mi czapkę na
głowę. Ledwo dotykając moich włosów z fałdów Tiary rozległ się krzyk.
-Slytherin! - wszyscy jak
na komendę wytrzeszczyli na mnie oczy. Lekko parsknęłam i odezwałam się po raz
pierwszy tego wieczoru.
-Pani Profesor, nastąpiła
pomyłka...
-To szlama! Ona nie może być w domu węża! To hańba dla
czystokrwistych!
-T...tak, ma pani rację
panno Granger to musi być pomyłka....
-Och... nie. JA nie mówię
o przydziale, tylko o moim nazwisku. Tak naprawdę nazywam się Hermiona Riddle.
W chwili gdy to
powiedziałam wydarzyło się parę istotnych jak i tych nieistotnych rzeczy.
Ronald wstał ze swojego miejsca i wyciągnął różdżkę w moją stronę przygotowując
się do rzucenia zaklęcia... żałosne...Od zawsze zdawałam sobie sprawę, że za
dużo w jego pustej głowie to się nie dzieje, no ale, aż tak... żeby ruszać na
mnie w szkole i to na dodatek przy wszystkich nauczycielach i uczniach.
Pomijając oczywiście fakt, że jednym machnięciem moim magicznym patykiem
wytrąciłam mu broń z ręki. I kiedy jego drewniane gówno, które i tak nigdy mu
się do niczego nie przydało upadło na podłogę przez chwilę myślałam, że zaraz
się na mnie rzuci, jednak zamiast tego powiedział coś, za co jeszcze parę
tygodni temu bym go zamordowała, a potem wypłakiwała oczy w łazience. Teraz
jednak nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, a nawet trochę mnie rozbawiło.
-Ty szlamo! - postanowiłam jednak, że pora pokazać tej wiewiórce jak
odzywa się do lepszych.
-Przykro mi..., ale chyba
nie zauważyłeś jednej bardzo istotnej informacji. Mam miliard razy czystszą
krew niż ty...
-Jak śmiesz...
-Panie Weasley! Panno
Gran...Riddle! To nie jest czas na tego typu sprzeczki. Proszę, abyście udali
się do swoich stołów - powiedziała profesor McSztywna, a my posłusznie udaliśmy
się w stronę naszych miejsc. Do końca uczty nie zdarzyły się żadne warte opisu
sytuacje.
***
Dzień później na
Transmutacji z profesor McGonagall i Gryffonami całkiem świetnie się bawiłam
siedząc w ławce z Pansy przed Malfoy'em i Zabinim. Oczywiście na samym
początku lekcji przypominaliśmy sobie zaklęcia sprzed roku, a ja uznałam, że
fajnie by było pokazać Gryffonom jak świetną koleżankę stracili. Więc gdy tylko
nadarzała się okazja do zdobycia jakichś dodatkowych punktów dla Slytheriunu
nie wahałam się i podnosiłam swoją rękę do góry. Większość mieszkańców domu
Salazara Slytherina po tym jak wczoraj dowiedziało się czyją córką jestem,
niemal na każdej przerwie próbuję się ze mną "zaprzyjaźnić", co
oczywiście wychodzi im tak sztucznie, że mam ochotę powiedzieć co myślę o ich
zachowaniu, wspominając przy tym, jak łatwo jest dla mnie pójść do sowiarni i
wysłać list do mojego ojca z informacją, że paru uczniów utrudnia mi życie w
szkole. To byłoby oczywiście kłamstwo, bo nie mam zamiaru wysyłać listów do
Voldemorta po tym jak po wczorajszej uczcie dostałam list od niego. Nie dość,
że musiałam przeciąć sobie dłoń, by krwią otworzyć zawartość, to właśnie słowa
które widniały na pergaminie były najgorsze.
Droga Córko!
Razem z twoją rodzicielką chciałbym Ci złożyć
gratulację. Byliśmy mile zaskoczeni, gdy Severus poinformował nas, że trafiłaś
do domu Salazara Slytherina. (Jakby nie wiedział, że tam trafię) Chcielibyśmy
życzyć ci samych najlepszych wyników. (On tak serio? Przecież sam mi mówił
dzień przed wyjazdem do Hogwartu, że oczekuje samych wybitnych, by nie zhańbić
dobrego mienia rodziny... Jeszcze czego, gdyby w ogóle ktoś szanował jego
rodzinę, przecież on jest wrogiem numer 1 dla całego magicznego świata, wszyscy
się go boją, wielu go nienawidzi, a on tu wyskakuje o mieniu rodziny...może
jeszcze domek pośrodku Londynu wśród mugoli do tego? On wyraźnie sobie ze mnie
kpi!) Dodatkowo pragnę cię poinformować, że nie życzę sobie, abyś zadawała
się z Gryffonami, to byłoby niestosowne, patrząc na to, że ich nienawidzę, a
oni mnie, w tym również Ciebie. Sama pewnie rozumiesz. Przypominam Ci także, że
masz się trzymać z paniczem Malfoyem i Zabinim, których poprosiłem, aby Cię
pilnowali, dniem i nocą (bez żadnych podtekstów. To ma być tylko jako Twoja
ochrona, zero romansów!) (Już widzę jak on ich prosi o moją ochronę. Pewnie
na dzień dobry pokazał im jakieś zwłoki i powiedział, że jeśli nie będą się mną
opiekować to następnym razem ich rodzice zobaczą zwłoki swoich jedynych dzieci,
też mi coś!) Na koniec powierzam Ci zadanie. Do przerwy bożonarodzeniowej
masz znaleźć i przynieść dla mnie pewną pamiątkę. Mianowicie Puchar Zeusa,
który bardzo się przyczyni do mojego zwycięstwa. Jest on wielkości zwykłej
szklanki. Nie posiadam szczegółowych danych o jego wyglądzie ze względu na to,
iż od setek lat jest uznany za zaginiony, jego ostatnim właścicielem był sam
Salazar. Gdy napijesz się z pucharu twoja magiczna moc podwaja się, dając ci
niewyobrażalnie dużo mocy. Więcej nie Ci wyjawić.
Z wyrazami szacunku
Jej! Supi ten rozdział ;) A szczególnie mnie ciekawi to zadanie od Voldemorta :*
OdpowiedzUsuńRon trochę przesadził, bo w końcu, nazwisko sprawiło, że przestał ją lubić... Co z niego za przyjaciel...:(
W każdym razie rozdział super i lecę komentować dalej xD
Zaczarowana <3